Reklama

Zabać o odnowioną ewangelizację

Rozmowa Radia Watykańskiego z kardynałem Kazimierzem Nyczem.

Reklama

- Czy da się wyróżnić jakieś miejsca czy sposoby duszpasterskie, które by temu sprzyjały najbardziej?

Kard. K. Nycz: Jest sprawą bardzo ważną, żeby to robić w tych formach, które są, ale ciągle je ulepszać. Mam na myśli całe zagadnienie katechezy, tej w szkole i tej w parafii, i tej dotyczącej młodzieży, dzieci. Mamy przecież ogromne możliwości w Polsce. Bogu dzięki, młodzież przychodzi na katechezę szkolną, czasem nawet się dziwimy, że aż tak licznie, i dziękujemy za to. Natomiast nie zawsze potrafimy znaleźć sposób żeby ją „zagospodarować”, żeby jej dać według oczekiwań. Na katechezę przychodzą ludzie, którzy są bardzo pogłębieni w wierze i tacy, którzy poszukują. Mamy całe zagadnienie, myślę, że nie do końca zrealizowane, katechezy dorosłych w parafii. Kościół, nie tylko w Polsce, cierpi na brak katechezy dorosłych. Wychowanie do zaangażowania w życie Kościoła i świata, katecheza mogłaby pełnić wielką rolę, natomiast my jednak ciągle popełniamy ten sam błąd, że katechizujemy dzieci, a błogosławimy dorosłych. Zamiast katechizować dorosłych, a błogosławić dzieci, jak to czynił Pan Jezus. To jest także zadanie do spełnienia. Trzecia kwestia, to jest wielka sprawa ruchów, stowarzyszeń, organizacji kościelnych. W Polsce mówi się o wariantach od miliona do kilku milionów ludzi przynależących do czegoś w Kościele. Ci ludzie szukają rozmaitych sposobów pogłębienia wiary, czyli wtajemniczenia chrześcijańskiego, żeby ta ewangelizacja następowała, tzn. żeby ewangelia stała się sposobem życia, a nie tylko wiedzą. Myślę, że współpraca w parafii czy przekształcenie parafii w taki eklezjalny zwornik ruchów, stowarzyszeń, jest także ciągle przed nami i sądzę, że powinniśmy to także podejmować i robić.

- Pytanie osobiste. Ten moment, jakim jest nominacja kardynalska, konsystorz i przyjęcie biretu, to też czas jakiegoś podsumowania. Kościół warszawski nie należy do najłatwiejszych. Jest to mieszanina różnych ludzi, społeczność trochę inna niż średnia polska. Co osobiście Ksiądz Kardynał wynosi z tych lat posługiwania temu Kościołowi, jakie blaski, jakie cienie?

Kard. K. Nycz: Najpierw zacząłbym od takiego, może mało pokornego podsumowania osobistego. Kiedy człowiek ma 60 lat i patrzy wstecz przy takich okazjach, jak chociażby powołanie do kolegium kardynalskiego, zaczyna rozumieć to, co powiedział kiedyś Krzysztof Ziemiec w książce wydanej po swoim tragicznym wypadku: „Wszystko jest po coś”. Człowiek tak widzi swoje życie, wszystko, co tam było od samego początku: kapłaństwo, spieranie się z kard. Wojtyłą, bo nie chciałem iść na studia na przykład. Była to dosyć poważna walka na początku. Teraz widzę, że wszystko jest po coś. Pan Bóg działa w swojej opatrzności, że po coś były i te studia i potem praca w katechezie diecezjalnej, potem ogólnopolskiej. Potem zostanie biskupem, następnie przejście do Koszalina – też było po coś. I przejście do Warszawy. To jest podsumowanie, które człowieka uczy pokory, dlatego, że ja po ludzku ani nie myślałem, ani nie planowałem, ani spodziewałem się być biskupem, czy arcybiskupem warszawskim, a tym bardziej kardynałem. Choć to ostatnie, po przyjściu do Warszawy cztery lata temu, wydawało się jakby z góry prawdopodobne i nie ma się co czarować, bo wiedziałem, że wcześniej, czy później w tym kierunku pójdzie, bo ta nominacja jest przede wszystkim dla Warszawy, dla stolicy, dla „kardynalskiej” archidiecezji. Ja postaram się jak najlepiej wypełnić tę misję, która spada na mnie.

Jeśli chodzi o Kościół warszawski, to myślę, że cały Kościół w Polsce w ciągu ostatnich lat, tego przełomu tysiącleci, jest na jakimś zakręcie. Nie jest to taki zakręt, z którego wypada się do rowu, ale taki, na którym trzeba sobie powiedzieć: nie jest tak, że nie potrzebujemy w Kościele w Polsce nauczania misyjnego, że mamy wszystkich w kościele, że 95 proc. przyznaje się do wiary. Owszem, ludzie przyznają się do wiary, kiedy ich zapytać, czy wierzysz w Pana Boga. Natomiast, jeśli chodzi o konsekwencje wiary, to przecież wyrosło nam takie pokolenie rodziców i teraz już młodzieży, które z Kościołem ma niewielki związek, w znaczeniu praktyk religijnych. Myślę, że można zaobserwować w Polsce to zjawisko. I trzeba je zauważyć, trzeba wychodzić naprzód, bo z drugiej strony jest zjawisko, że mamy czasem do czynienia z ludźmi praktykującymi, ale nie wiem czy głęboko wierzącymi. To sprzężenie zwrotne jest niezwykle ważne i tak jest z całym Kościołem w Europie. Tak też bywa z Kościołem w Polsce, i to w sposób szczególny w wielkich miastach. Warszawa należy do takich miast, gdzie się wszystkie prądy kulturowe, laicyzacyjne z różnych części świata, także świata pozachrześcijańskiego, mieszają, krzyżują i to wszystko przynosi nowy kontekst, z którym nie zawsze sobie radzimy. Nie tylko chodzi o Kościół nauczający, ale o ludzi, którzy w tym świecie żyją i bardzo często są stawiani wobec pytań i wyzwań, na które odpowiedzieć wcale nie jest tak prosto.

- Jak ten Kościół warszawski ma szukać odpowiedzi?

Kard. K. Nycz: Ja przede wszystkim staram się mówić o tym moim kapłanom, najbliższym współpracownikom, świeckim liderom rozmaitych grup itd. Chodzi o to, żebyśmy nie stali w parafii i nie czekali aż ludzie przyjdą, bo do parafii zawsze będzie przychodziło to samo pobożne grono ludzi, którzy wierzą i przyjdą sami, ale będzie to grono, niestety, malejące. Ta „pełzająca laicyzacja”, jak ją nazywam, robi swoje i wyrywa poszczególnych ludzi. Natomiast Kościół musi wyjść z misją ewangelizacyjną, korzystając z rozmaitych form. Przede wszystkim jest wielkie wyzwanie i zadanie przemyślenia na nowo, jeszcze raz po 45 latach od Soboru, sprawy apostolstwa świeckich. Tego zadania wychodzenia do ludzi, szukania ich, starań o realizację tych słów Idźcie na cały świat i nauczajcie nie spełnimy, jeśli nie będziemy mieli uformowanych katolików świeckich.

Druga sprawa to media i to media katolickie na pierwszym miejscu, bo one są do tego powołane. Trzeba jednakże uwzględniać ich słabość i niewystarczalność, ponieważ bardzo często media katolickie, zwłaszcza pisane, są rozprowadzane drogą parafialną, czyli kierowane są do tych, którzy przychodzą do kościoła. Natomiast jeśli chodzi o media niekatolickie – świeckie, prywatne, publiczne – one są, zwłaszcza publiczne, naprawdę bardzo otwarte na współpracę z Kościołem nauczającym. To tylko kwestia przygotowania świeckich liderów i takich, którzy potrafią występować, którzy potrafią zabierać głos. Nie chodzi o to, żeby media zastępowały głoszenie Ewangelii w Kościele, bo nigdy tego nie zrobią. One mają podprowadzać ludzi i pokazywać: tu jest Chrystus, tu jest Bóg, który na ciebie czeka, którego możesz spotkać przez postawienie mądrych pytań. To można przez rozmaite konwersatoria i pre-ewangelizacyjne sposoby próbować dzisiejszemu człowiekowi pomóc odnaleźć, czy szukać sensu życia. Pokazać mu gdzie, u kogo szukać. To przypomina chociażby ostatnia adhortacja o Słowie Bożym w Kościele, że odpowiedzi na te pytania są możliwe i można je znaleźć, a potem według tego żyć właśnie u Chrystusa, który jest obecny w słowie i w sakramencie. To są wyzwania stare, bo one zawsze w Kościele były, ale myślę, że w sposób szczególny nasilony występują dzisiaj.

Rozm. T.Cieślak SJ

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
8°C Poniedziałek
dzień
9°C Poniedziałek
wieczór
5°C Wtorek
noc
4°C Wtorek
rano
wiecej »

Reklama