Bogu dzięki, że mamy papieża Franciszka, który ukazuje nam inną wizję pracy duszpasterskiej, pokazuje jak wyjść z tego zamkniętego kręgu w jakim się znaleźliśmy. Jestem przekonany, że nie ma półśrodków, trzeba realizować linię Franciszka – mówi w rozmowie z KAI abp Henryk Muszyński, Prymas Polski senior, b. metropolita gnieźnieński. Dodaje, że „obecny kryzys powinien wzywać nas do głębokiej odnowy religijnej”.
Ale biskupi szczecińscy nie byli bezsilni. Byli zawiadamiani o czynach ks. Andrzeja Dymera.
Nie znam na tyle całej spawy, by zająć jednoznaczne stanowisko. Trudno po prostu pojąć, że ks. Dymerowi udało się wprowadzić w błąd, okłamać aż trzech kolejnych lub nawet czterech biskupów. Podobno głównym protektorem i obrońcą ks. Dymera przez lata był Stanisław Stefanek, biskup pomocniczy archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej. Chyba abp Kamiński upoważnił do prowadzenia tej sprawy bp. Stefanka i na nim polegał. Było to ogniwo pośrednie, które okazało się nadzwyczaj skuteczne. Kiedy w latach 90-tych dowiedział się o sprawie abp Marian Przykucki, zareagował prawidłowo sugerując dalsze działania. Wiem, że z dystansem odnosił się i nie tolerował zachowań ks. Dymera.
Patrząc na to wszystko uważam, że nie ma innej drogi jak mocno uderzyć się w piersi. Należy powiedzieć: zbłądziliśmy, przepraszamy. Sprawa jest jednak wyjątkowo złożona i trudna. Żyję nadzieją, że jednak uda się ją wyjaśnić do samego końca i dowiemy się ile zwłoki, zaniedbań czy obojętności ponoszą poszczególne osoby.
Problem w tym, że nikt nie przeprasza…
Tam, gdzie została udowodniona wina, nie ma innego wyjścia, trzeba ponieść odpowiedzialność i konsekwencje. W najłagodniejszej wersji należałoby przyjąć, że nikt nie czuje się winnym i przez to nikt nie przeprasza. A przeproszenie byłoby to chociaż drobne zadośćuczynienie dla ofiar skrzywdzonych boleśnie przez ks. Dymera i pozwoliłoby przynajmniej częściowo odzyskać mocno nadwyrężone zaufanie. Jest to bowiem jedyna możliwość, żeby odzyskać chociaż minimum zaufania. Jest to bez wątpienia bolesna rana, którą Kościół będzie musiał długo leczyć. Mam pełne zrozumienie w stosunku do pokrzywdzonych, że nie mogą o tym mówić spokojnie.
Jaka będzie przyszłość Kościoła w Polsce?
Tego dokładnie nikt nie może powiedzieć. Wiadomo, że nie będzie już taka sama. Żyjemy bowiem w nowej, odmiennej, pluralistycznej i globalnej rzeczywistości. Trzeba nam za papieżem Franciszkiem patrzeć bardzo daleko. Proces sekularyzacji być może nie będzie aż tak gwałtowny jak w niektórych krajach zachodniej Europy. Jako Polacy jesteśmy siłą rzeczy dość tradycyjni. Zgadzam się z tymi socjologami, którzy mówią, że pójdziemy raczej drogą Włoch, niż Holandii czy Irlandii.
Przede wszystkim, jako Polska i jako Kościół w Polsce potrzebujemy dziś nowego tchnienia Ducha Świętego – na wzór tego, które przeżyliśmy w trakcie pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II w Gnieźnie, a następnie także w Krakowie. Było to bierzmowanie narodu. Papież mówił wtedy: „Weźmijcie Ducha Świętego (…). Idźmy ku przyszłości”. I gdyby nie to tchnienie Ducha, to dzisiaj nie bylibyśmy tam gdzie jesteśmy. Dziś święty już Jan Paweł II, pewnie podobnie jak za życia, powiedziałby: Największy z darów Ducha Świętego został wam „dany i zadany”.
Ale czy jesteśmy pewni, że spełniliśmy oczekiwanie świętego Papieża? Kończę tym pytaniem, które czeka na odpowiedź każdego z nas w wymiarze osobistym, a także publicznym, społecznym i wspólnotowym.
Dziękuję za rozmowę.
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.