W życiu najważniejsze jest to, by robić co się lubi, kocha. Tylko to daje człowiekowi radość, szczęście, pozwala się spełnić.
Pandemia. Ceny działek rekreacyjnych szybują w górę. Wiadomo. Dla mających mieszkanie w bloku izolacja z powodu pandemii zamienia się w horror. Kilkadziesiąt metrów kwadratowych bez możliwości wyjścia nawet na klatkę schodową. Nie dziwi zainteresowanie nie tylko domkiem, ale i kawałkiem ogródka, w którym można stworzyć przynajmniej pozory normalnego życia. Stąd exodus na prowincję w poszukiwaniu miejsca ucieczki. W Biblii takie miasta ucieczki miały chronić przed skazującym wyrokiem. Dziś o starotestamentalnym kontekście mało kto myśli. Liczy się psychiczny komfort. By nie zwariować w czterech ścianach.
Ale dziś nie o pandemii i związanych z nią psychicznymi problemami, tudzież ucieczką od nich. Choć może to i miejsce ucieczki dla pozostawionych samym sobie. Lub ratunek dla rodziny nie radzącej sobie z zapewnieniem opieki tym, którzy potrzebują jej dwadzieścia cztery godziny na dobę. Czyli są bezradni. Dziś, gdy nie ma już rodzin wielopokoleniowych, a miejsce pracy jest poza domem, stanowią coraz większą grupę. Stojącą przed dramatycznym wyborem między więzami rodzinnymi a niemożnością sprostaniu wymaganiom, związanym z całodobową opieką. Dom na prowincji dla jednych i drugich jest ratunkiem.
Sam dom, zlokalizowany na granicy dużego miasta, jak i jego otoczenie, nie kojarzy się z chorobą i starością. Zadbany park, piękny widok z tarasu, kolorowe wnętrza, zapach przygotowywanego obiadu, tętniąca życiem świetlica. Ale nie to w nim jest ważne. W drzwiach witają rozpromienione uśmiech twarze pracowników. I nie jest to radość na pokaz. Widzi się to i czuje. Choć może rodzić zdziwienie. Rozmowy z nimi utwierdzają w przekonaniu, że oto mamy łaskę spotkania kogoś niezwykłego.
Pani Krystyna (imiona zmienione) opowiada o swojej pierwszej pracy. Była opiekunka domową. Jej podopieczna nie wstawała z łóżka. Przychodziła do niej wieczorem by założyć pampersy. Następnego dnia, po otwarciu drzwi, nieprzyzwyczajony organizm reagował odruchem wymiotnym. „Pomyślałam o tym, co może czuć chora, zdana na leżenie w tym zaduchu całą noc. I co ja bym czuła na jej miejscu. To mi pomogło przełamać się. Ale jeszcze bardziej zmotywował mnie uśmiech wdzięczności na jej twarzy. Uświadomiłam sobie jaj jest dla niej potrzebna i ważna. To mi w pracy pozostało”.
Rozmowę z panią Krystyną przerywają telefony i wchodzący co chwila mieszkańcy domu. Nie traci cierpliwości. „Każda taka sytuacja wyzwala we mnie nowe pomysły i energie”.
Pan Karol (właśnie wszedł) chce jechać do swojego domu. „Ale jak tam się pan dostanie? Odjechał już ostatni autobus. Następny jutro” – mówi do podopiecznego mrugając do mnie okiem. „Skoro tak, zostanę. Tylko co ja będę jadł? Jestem już głodny”. – „Niech pan się nie martwi. Damy panu obiad i kolację…” „Naprawdę?! Pani Krysiu, jest pani wspaniała”.
Kierowniczkę domu poznaję w świetlicy. W niczym do kierowniczki zresztą niepodobna. Idzie trzymając w rękach mopa i wiadro. „To nasza szefowa” – mówi pani Krystyna. Ta, widząc moją zdziwioną minę, śmieje się. „Widzi ksiądz jak mnie tu wykorzystują”. Tak naprawdę pani Magda nie lubi pracy za biurkiem. Owszem, wie, że ktoś musi ją wykonać. Zmierzyć się ze stertą papierów i zaprowadzić w nich jakiś ład. Bo kontrolerzy rzadko zaglądają do pokoi. Sprawdzają, czy wszystko było zgodnie z prawem. A prawo jest w papierach… Gdy już podpisze wszystkie dokumenty i postawi wymagane pieczątki, biegnie do podopiecznych. Tu jest jej prawdziwe życie.
Pani Magda napisała książkę. Potrzebną i na czasie. Zebrała w niej doświadczenia studiów i kilkunastu lat praktyki. Poradnik dla rodzin opiekujących się chorymi na Alzhejmera. Jak rozpoznać pierwsze objawy. Co robić w takiej sytuacji. Jak towarzyszyć bliskiemu na tym trudnym etapie życia. Także jak radzić sobie z własnymi, towarzyszącymi chorobie osoby bliskiej, emocjami. Póki co pani Magda szuka wydawcy. Albo sponsora. „Z mojej pensji nie jestem w stanie sama jej wydać”.
O pieniądzach też kiedyś rozmawialiśmy. Wynagrodzenie na poziomie najniższej krajowej. Gdy konstatuję ze smutkiem, że młody człowiek, promując ciuchy na Instagramie, zarabia dziesięć razy więcej od nich, zdecydowanie reagują. „Mogłybyśmy pracować gdzie indziej i zarabiać więcej. Ale w życiu najważniejsze jest to, by robić co się lubi, kocha. Tylko to daje człowiekowi radość, szczęście, pozwala się spełnić”.
Pani Ewa jest specjalistką od odchodzenia. Tak, odchodzenia. Bo tu się nie umiera. Tu odchodzi się do domu Ojca. Ona wie kiedy prosić kapelana, wesprzeć mającego od lat problem ze spowiedzią, zapalić przy łóżku świecę, zgromadzić innych na modlitwę. Także jak powiadomić najbliższą rodzinę. „Często jestem jedyną, zastępującą w tym momencie podopiecznym syna, córkę, wnuków... I tak ich żegnam. Nie jak obcych. Jak bliskich”.
Bliskość. Jeden z przewodnich motywów pontyfikatu Franciszka. Bliskość w praktyce. Myślę o niej wyjeżdżając z domu na peryferiach. Choć właściwie należałoby napisać: z domu, będącego centrum wszechświata. Jednego z wielu centrów. Bo prawdziwe życie toczy się na peryferiach. A centrum jest tam, gdzie jest prawdziwe życie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.