W razie konfliktu, gdyby sytuacja na granicy polsko-białoruskiej wymknęła się spod kontroli Alaksandr Łukaszenka "będzie musiał wołać Rosję na pomoc" i jej siły będą wprowadzane na Białoruś w przyspieszonym trybie - uważa w rozmowie z PAP rosyjski komentator wojskowy Paweł Felgenhauer, często cytowany przez zachodnie media.
Rosyjski ekspert zwraca uwagę, że NATO jest zobowiązane artykułem 4. Traktatu Północnoatlantyckiego, a Rosję i Białoruś również łączą traktaty. Jeśli konflikt będzie się zaostrzał, może rozpocząć się koncentracja wojsk z obu stron - ocenia Felgenhauer.
"Sytuacja jest rzeczywiście niebezpieczna. Rosja na razie nie zamierza przesuwać sił, ale może to uczynić w szybkim tempie, jeśli będzie to potrzebne. Samo w sobie ściąganie wojsk z jednej i z drugiej strony jest niebezpieczne. Do tej pory na granicy polsko-białoruskiej nie było konfrontacji" - powiedział komentator.
Zdaniem Felgenhauera Łukaszenka chce postąpić wobec UE podobnie, jak niegdyś prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan: "uzyskać ustępstwa pod groźbą fali uchodźców". Dla Łukaszenki - dodaje ekspert - "jest to kluczowe, ponieważ jego reżim teraz się chwieje. Model gospodarczy, który budował balansując między Moskwą i Zachodem zawalił się z powodu sankcji zachodnich". Tak więc, teraz "wysyła on sygnały: zadzwońcie do mnie, dogadamy się, nie będzie więcej żadnych uchodźców. Uznajcie mnie za prezydenta i cofnijcie sankcje".
Jednak UE - zauważa Felgenhauer - "nie zamierza tego robić". Łukaszenka "także nie zamierza się wycofywać i mówi o prowokacjach. To znaczy, że może dojść do niewielkich starć, co może doprowadzić do eskalacji" - ostrzega komentator niezależnej "Nowej Gaziety".
Jak ocenia, "Rosja na razie trzyma się z boku, bo pasuje jej każdy rezultat: jeśli Łukaszenka jeszcze bardziej pokłóci z UE i nastąpią jeszcze gorsze sankcje, to będzie miał tylko jedno wyjście - zostać wasalem Rosji". Jeśli zaś Unia Europejska ustąpi, to - zdaniem Felgenhauera - Moskwa "nie będzie musiała dawać Łukaszence tyle pieniędzy".
Ekspert zwraca uwagę, że Białoruś ma niewielkie stałe siły zbrojne - około 16 tysięcy ludzi. Jego zdaniem Łukaszenka nie przeznaczał nigdy wiele na budżet wojskowy, bo "nie uważał, że jest to potrzebne, a wszystkie pieniądze wydawał na KGB i milicję, które utrzymywały go u władzy". Z kolei w Rosji, jak mówi Felgenhauer, "jest teraz ogromna stała armia - tak wielkiej nie było od czasów Mikołaja I" i jest ona "jest gotowa do walki w każdym momencie bez mobilizacji".
Tak więc, "w przypadku jakiegokolwiek konfliktu Łukaszenka będzie musiał wołać Rosję na pomoc, to znaczy, nasze siły będą wprowadzane na Białoruś w przyspieszonym trybie" - prognozuje komentator.
Ocenia, że Rosja, która popiera teraz Łukaszenkę, nie będzie "dawać się wciągnąć w wojnę z powodu jego sztuczek, ale również go "nie odda".
"Łukaszenka poszukując rozwiązania swoich własnych problemów w zasadzie może wywołać wojnę ogólnoeuropejską" - ostrzega Felgenhauer. Przypomina o przypadkach znanych z historii, gdy np. I wojna światowa "zaczęła się od drobiazgu".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.