Pięć dni po wielkim trzęsieniu ziemi, które nawiedziło północno-wschodnią Japonię, setki japońskich i zagranicznych ekip ratunkowych oraz zwykli Japończycy szukają tysięcy zaginionych. Codziennie do list zabitych dochodzą kolejne nazwiska.
Wisząca na ścianie ratusza w mieście Natori lista ujawnia nazwiska zabitych. Tych, których nie udało się jeszcze zidentyfikować, krótko opisano.
"Kobieta, ok. 50 lat, orzeszki w lewej kieszeni. Duży pieprzyk. Zegarek Seiko", "Mężczyzna. 70-80 lat. Miał na sobie fartuch z napisem +Rentacom+" - brzmią niektóre wpisy. Jeden z nich przyciąga wzrok trzydziestolatka Hideki Kano. "To chyba moja mama" - mówi, a następnie udaje się w kierunku prowizorycznej kostnicy.
Lista w leżącym w prefekturze Miyagi mieście Natori oraz w innych miastach wzdłuż północno-wschodniego wybrzeża wyspy Honsiu będzie się wydłużać.
Oficjalny bilans ofiar piątkowego trzęsienia ziemi o sile 9 w skali Richtera to ponad 4,3 tys. zabitych. Potwierdzono, że ponad 8 tys. ludzi jest zaginionych.
W mieście Kamaishi 70 brytyjskich strażaków w pomarańczowych mundurach pokonuje stosy poprzewracanych samochodów, by przeszukać wąski szereg zawalonych domów. Pod gruzami jednego z budynków znajdują ciało kobiety.
"Dziś i jutro nadal możemy mieć nadzieję, że uda nam się znaleźć żywych" - mówi szef brytyjskiej ekipy Pete Stevenson.
Ci, którzy szukają swoich bliskich, pozostawiają krótkie notki w tymczasowych schroniskach i innych miejscach publicznych. Całkowicie obklejone są nimi okna ratusza w Natori.
"Kento Shibayama jest w centrum zdrowia przed publiczną siłownią", "Do Miyuki Nakayama: Całej naszej rodzinie nic się nie stało! Nie możemy używać naszych komórek, więc nie dodzwonisz się do nas, ale wszyscy tu jesteśmy. Jeśli możesz, to wróć do domu, proszę!" - piszą bliscy.
Pracownicy ratusza powiesili na ścianie listę 5 tys. ludzi pozostających w schroniskach. 28-letni Yu Sato fotografuje ją, by później umieścić w internecie. Dzięki temu osoby, które mieszkają daleko, będą mogły sprawdzić, czy w schronisku są ich najbliżsi - wyjaśnia.
W 17-tysięcznym Otsuchi, gdzie według wstępnych szacunków zaginęła prawie połowa ludności, 68-letnia Reiko Miura prowadzi własną akcję poszukiwawczą. Próbuje znaleźć 50-letniego niepełnosprawnego siostrzeńca, który nie mógł uciec przed tsunami.
Jednak problemem dla Reiko jest już samo rozpoznanie okolicy, która teraz wygląda jak morze błota, z którego wystają poprzewracanie samochody i zwały gruzu.
"Jestem pewna, że tutaj był mój dom" - mówi kobieta, gdy dociera na wyglądające znajomo rumowisko. Z trudem brnie przez błoto, lecz nigdzie nie widać siostrzeńca. 68-latka przyznaje, że nie wie, co powie siostrze.
Straty po piątkowym trzęsieniu są tak wielkie, że trudno sobie wyobrazić, że niektóre miasteczka w ogóle istniały. Fala tsunami zmiatała z powierzchni miasto po mieście.
Kasen jest właściwie wymarłe. Miyuki Kanno, który mieszka kilka kilometrów dalej, przyjechał tam rowerem, by szukać informacji o zaginionych krewnych. Jest przekonany, że za ok. 20 lat miasto znowu będzie pełne życia. "Nie wiem, czy wrócą tu młodzi ludzie, ale Kasen na pewno zostanie odbudowane" - podkreśla.
Jednak 72-letni Keiichi Nagai z położonego na północ od Kasen Ofunato nie podziela jego opinii. "Nic nie zostało po tym miejscu" - mówi, wskazując przyniesiony przez falę tsunami kuter rybacki, który zniszczył jego dom. Jedyne, co udało mu się uratować, to mały brązowy portfel z książeczką zdrowia.
"Ludność zmniejszyła się o połowę. To straszne, żyć tutaj teraz. Ludzie będą myśleli, że to niebezpieczne. Może przyjść kolejne tsunami. Ja nie będę już tutaj mieszkał. Może na wzgórzu, ale na pewno nie tutaj" - mówi.
W tymczasowych schroniskach przebywa ok. 430 tys. ludzi. Są zbyt przejęci tym, jak przeżyć kolejny dzień, by myśleć o przyszłości. Do jednego ze schronisk w przybrzeżnym mieście Kesennuma przychodzi 58-letnia Kayoko Watabe. Mówi, że od pięciu dni ma na sobie te same ubrania.
Wyjaśnia, że mieszka z krewnymi. W ich domu nie ma prądu, ogrzewania ani wody. Do schroniska, mieszczącego się w liceum, przyszła po jedzenie i inne niezbędne artykuły. "Nigdy wcześniej nie widzieliśmy ani nie doświadczyliśmy takiego cierpienia" - mówi. "Jedyne o czym myślę, to skąd wziąć jedzenie i jak nie marznąć" - przyznaje.
W piątek północno-wschodnią Japonię nawiedziło największe trzęsienie ziemi od 140 lat. Epicentrum wstrząsów znajdowało się ok. 130 km od wybrzeży położonej na wyspie Honsiu prefektury Miyagi. Wstrząsy wywołały falę tsunami, która osiągała wysokość nawet 10 m i zmiatała z powierzchni budynki, samochody, drogi.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.