Hasło na dziś: zdejmij z głowy kaptur.
Zapewne zdarzyło ci się już nieraz, Drogi Czytelniku, gdy szedłeś w deszczu czy w ziąb w kurtce z kapturem, że żeby przejść przez jezdnię musiałeś się sporo nagimnastykować. Nie, nie nogami. Głową. Bo rozglądając się z takim kapturem na głowie trzeba nie tylko przekręcić szyję. Trzeba skręcić cały tułów. Bez tego zobaczysz tylko co przed tobą i... ścianki kaptura. Ale już nie to, co do sensownej oceny sytuacji potrzebne: to co po lewej i prawej stronie.
W naszym życiu społecznym bywa podobnie. Sporo w nim krzyku. Od dawna. Ostatnio na przykład w sprawie węgla, cukru czy rtęci w Odrze. Trochę w myśl zasady, że kto się głośniej oburzy, ten ma rację. Różne racje są w ten sposób promowane. Im dosadniej, tym lepiej: dobrze to potem wygląda w medialnych tytułach. Szkoda, że pomija się w tym wszystkim to, co powinno być chyba najważniejsze: rozsądną, oparta na różnych faktach ocenę sytuacji. Różnych, a nie tylko tego, co postawiono mi przed nos. I wychodzi z tego, co wychodzi.
Niestety, na umysły leniwe, wyznające, że prawdą jest to wszystko, co chciałbym żeby prawda było, metoda to dość skuteczna. Ale kiedy człowiek, oceniwszy, że przed wydaniem opinii warto się trochę porozglądać i posprawdzawszy parę spraw uświadamia sobie, że ktoś w tak prymitywy sposób próbuje go do swoich racji przekonać – dyskwalifikacja. To jak filmik z przewracającą się niby z powodu pchnięcia pewną panią od promowania aborcji: kto raz coś takiego w jej wykonaniu zobaczył, ten niespecjalnie już wierzy, że w innych sprawach mówi prawdę.
Nie inaczej jest dziś w kwestii podręcznika to przedmiotu Historia i Teraźniejszość. To, co w nim napisano, a to, co mówią o tym propagandyści, to dwie różne sprawy. Świetnie wyjaśnił to w swoim komentarzu na stronie tvp.info Filip Memches. Gorąco polecam. Słusznie zadał też najistotniejsze z perspektywy tego, co się stało pytanie: „Czy pytania o moralny aspekt in vitro mają być tematem tabu?” Na to niestety wychodzi. Tymczasem, jak słusznie zauważył autor podręcznika, prof. Wojciech Roszkowski, a w swoim komentarzu podkreślił Filip Memches, mamy tu do czynienia z problemem znacznie szerszym niż pragnienie posiadania dziecka przez nieszczęśliwe bezdzietne pary. Obaj jednak – pewnie chcąc zachować się taktownie – problem ledwie zasygnalizowali. Tymczasem sztuczna prokreacja to naprawdę mnóstwo różnych, często wręcz przerażających i odrażających problemów. W ich kontekście ci, którzy oburzają się tekstem podręcznika zachowują się jak ktoś, kto do człowieka z kapturem na głowie, chcącego przejść przez jezdnię krzyczy „patrz przed siebie, nie rozglądaj się!”.
Nie zamierzam wyważać dawno otwartych drzwi. Otwartych od co najmniej 14 lat. Bo w roku 2008 właśnie (z datą 8 września) ukazała się Instrukcja Kongregacji Nauki Wiary „Dignitas personae” dotycząca „niektórych problemów bioetycznych”, głównie związanych z in vitro. Znacznie mocniejsza niż poprzednie kościelne dokumenty dotyczące tej kwestii. Nie zamierzam jej streszczać, bo to bez sensu. Lepiej po prostu do niej zajrzeć. Bo właśnie wgłębienie się w różnorakie szczegóły związane z in vitro pokazuje, że to jak otwarcie puszki Pandory. Widzieć tylko cieszących się dzieckiem biednych, niepłodnych dotąd rodziców, to tak naprawdę kompletnie nie mieć w sprawie rozeznania.
Wiem, że oburzonych podręcznikiem do HiT z kapturem politycznej poprawności na głowie nic nie przekona. Tych jednak, którzy nie boją się rozglądać zachęcam do spokojnej lektury.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.