Co najmniej 100 osób poniosło śmierć, a niemal 300 zostało rannych w dwóch zamachach terrorystycznych z użyciem samochodów pułapek, do których doszło w sobotę w stolicy Somalii, Mogadiszu; w ocenie władz kraju ataku dokonała islamistyczna bojówka Asz-Szabab - powiadomiła w niedzielę w godzinach porannych agencja AP.
"Nie mogłem policzyć ciał leżących na ulicy ze względu na (dużą) liczbę ofiar śmiertelnych" - relacjonował świadek zdarzenia w rozmowie z AP. Jak przekazał, pierwszy wybuch nastąpił w pobliżu budynku ministerstwa edukacji, obok którego znajdowali się uliczni sprzedawcy i handlarze walutą. Korespondent AP z Mogadiszu powiadomił, że do drugiej eksplozji doszło przed popularną restauracją.
Atak nastąpił w dniu, w którym prezydent Hassan Szejch Mohamud, premier i inni wysokiej rangi urzędnicy spotkali się w Mogadiszu, aby omówić dalsze działania na rzecz walki z ekstremistami, szczególnie z Asz-Szabab.
Był to najbardziej tragiczny w skutkach zamach w Somalii od października 2017 roku, gdy w wyniku eksplozji ciężarówki wypełnionej materiałami wybuchowymi zginęło w Mogadiszu ponad 500 osób - czytamy w depeszy AP.
Sobotni atak to już kolejne tego rodzaju zdarzenie w Somalii w ostatnich miesiącach. W sierpniu co najmniej 20 osób poniosło śmierć, gdy uzbrojeni bojownicy z Asz-Szabab wdarli się hotelu w Mogadiszu. 23 października agencja Reutera poinformowała, że Asz-Szabab zaatakowała hotel w Kismaju na południu Somalii, gdzie odbywała się narada regionalnych urzędników. W eksplozji samochodu tuż przed atakiem zginęło 13 osób, w tym czterech napastników, a 49 zostało rannych, w większości uczniowie pobliskiej szkoły.
Islamscy fundamentaliści regularnie dokonują zamachów w Mogadiszu oraz innych częściach Somalii. Radykałowie powiązani z Al-Kaidą zamierzają obalić obecny rząd i wprowadzić w kraju restrykcyjne wyznaniowe prawo szariatu.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.