Do zamieszek i starć z siłami porządkowymi doszło w niedzielę po południu i wieczorem w stolicy Belgii, Brukseli, oraz trzech miastach Holandii po meczu Maroko-Belgia na mistrzostwach świata w Katarze. Młodzież, głównie marokańskiego pochodzenia, niszczyła sklepy i samochody, atakowała także policjantów, którzy użyli armatek wodnych i gazu łzawiącego.
Do stać doszło m.in. w Brukseli, przede wszystkim w dzielnicy Molenbeek, mieszka duża społeczność marokańska.
Jeszcze podczas meczu kibice marokańskiej drużyny wybijali witryny sklepowe i rzucali petardami w samochody lub je podpalali, a później zaatakowali także policjantów.
Jak powiedziała rzeczniczka stołecznej policji, niektórzy z kibiców byli uzbrojeni w pałki. "Jedna z odpalonych przez nich petard raniła w twarz dziennikarza" - poinformowała rzeczniczka.
Policja zablokowała okoliczne ulice i zamknęła stacje metra, aby uniemożliwić rozszerzanie się zamieszek. Poprosiła także mieszkańców o unikanie centrum miasta, aby umożliwić służbom wykonywanie swojej pracy.
Siły porządkowe użyły przeciwko agresywnym kibicom armatek wodnych i gazu łzawiącego, zatrzymano kilkanaście osób. Spokój udało się przywrócić dopiero wieczorem, około godz. 19.
Wieczorem zamieszki wybuchły z kolei w trzech holenderskich miastach. W Rotterdamie około 500 kibiców, głównie pochodzenia marokańskiego, zaatakowało policjantów petardami i butelkami. Podczas starć rannych zostało dwóch policjantów. Zatrzymano tam kilka osób. Kilkanaście kolejnych policja zatrzymała w Amsterdamie i Hadze, gdzie również doszło do zamieszek z udziałem kibiców marokańskiej drużyny.
Porządek na ulicach trzech holenderskich miast udało się przywrócić policji dopiero w późnych godzinach wieczornych.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.