Brytyjscy eksperci nie mają jasności, jaki jest cel udziału Londynu w operacji przeciwko Libii. Niepokoi ich brak wyraźnej strategii wyjścia, grożący tym, że koalicjanci coraz głębiej będą się wojskowo angażować w libijską wojnę domową.
"W tego rodzaju operację wojskową można się angażować tylko wówczas, gdy ma się jasne wyobrażenie o tym, co się chce osiągnąć. Nie jestem pewien, czy mamy wyraźną wizję, o co nam chodzi" - powiedział Światowemu Serwisowi BBC kontradmirał Chris Parry.
"Musimy mieć jasne wyobrażenie o następstwach operacji lotniczej. Jeśli go nie będzie, to akcja wytraci swą dynamikę, stanie się niespójna i straci poparcie świata muzułmańskiego" - dodał.
Także były brytyjski ambasador w Arabii Saudyjskiej Andrew Green niepokoi się, że konsekwencje akcji wojskowej nie zostały do końca przemyślane.
"Jeśli celem jest odsunięcie Muammara Kadafiego od władzy, to celu tego nie da się osiągnąć z wysokości 25 tys. stóp (ok. 9 tys. m). Dlatego zanosi się na impas i na to, iż jego następstwem będzie to, że koalicjanci zostaną wciągnięci w wojnę domową" - tłumaczy.
"Jestem zdumiony, że znów zaatakowaliśmy kraj muzułmański i arabski bez wyraźnego planu i bez strategii wyjścia" - podsumował.
Z kolei w ocenie eksperta od terroryzmu Kevina Toolisa "zachodzi ryzyko, że Libia, tak jak Irak pogrąży się w plemiennym chaosie i że brytyjskie siły zbrojne, które i tak są przeciążone, w wyniku jakichś wydarzeń natury humanitarnej zostaną wciągnięte w kolejną arabską matnię".
Według Toolisa w libijskim konflikcie nie wiadomo, co dla koalicjantów jest taktyką, a co strategią: "Wystrzelenie pocisków samosterujących Tomahawk na libijskie lotniska i zbombardowanie czołgów Kadafiego to wszystko są działania taktyczne, a nie strategia" - napisał w poniedziałkowym "Daily Express".
Premier David Cameron powołał w poniedziałek nowy podkomitet Narodowej Rady Bezpieczeństwa, tzw. NSC(L), w którego skład wchodzą m. in. premier, wicepremier, szefowie resortów spraw zagranicznych, obrony, międzynarodowego rozwoju, a także eksperci od obronności i wywiadu.
Według rzecznika Camerona, Londyn nie chce przejąć pełnej kontroli nad operacją wojskową przeciw Libii, przejściowo sprawowanej przez Amerykanów i woli, by działania wojskowe koordynowało NATO. Nieoficjalne doniesienia sugerują, że prezydent Francji Nicolas Sarkozy chciałby, by kontrolę sprawowały USA, W. Brytania i Francja działając poza strukturami NATO.
By uniknąć porównań ataku na Libię z wojną z Irakiem, której towarzyszyły kontrowersje o podstawę prawną, Downing Street zapowiedział, że opublikuje główne punkty analizy prawnej doradcy prawnego rządu odnoszące się do akcji przeciw Libii.
Nad brytyjskim zaangażowaniem w Libii debatować będzie w poniedziałek Izba Gmin. Głosowanie spodziewane jest ok. 23 czasu polskiego.
Ok. 40 osób protestowało w poniedziałek na chodniku przed Downing Street 10 przeciwko nalotom na Libię.
Tymczasem szef francuskiej dyplomacji Alain Juppe powiedział w poniedziałek w Brukseli, że NATO ma przejąć koordynację operacji wojskowej w Libii. Jego zdaniem operacja już odniosła pierwszy sukces: uniknęliśmy "krwawej łaźni" w Bengazi.
Według Alaina Juppe, NATO "w ciągu kilku najbliższych" dni powinno udzielić poparcia międzynarodowej koalicji w Libii. Jak dodał, teraz operację koordynują USA w bliskiej współpracy z Wielką Brytanią i Francją, natomiast później Amerykanie przekażą to zadanie NATO.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.