Liczba osób, które zginęły w wyniku pożarów na hawajskiej wyspie Maui, wzrosła we wtorek do 101. Gubernator Josh Green ostrzegł, że bilans ten może się jeszcze zwiększyć.
Green poinformował o tym CNN, tydzień po tym, jak płomienie zaczęły rozprzestrzeniać się po części wyspy. W poniedziałek władze ujawniły, że zidentyfikowano tylko cztery ofiary śmiertelne. Podają ich nazwiska do publicznej wiadomości po uprzednim poinformowaniu krewnych.
Według urzędników hrabstwa Maui do wtorku rano przeszukano dopiero ok. 32 proc. terenów, na których mogli zginąć ludzie. Liczba ofiar śmiertelnych może zatem znacznie wzrosnąć.
"To wykracza poza tragedię" - ocenił gubernator. Jak dodał większość znalezionych martwych osób znajdowała się na otwartej przestrzeni, w samochodach lub w wodzie w rejonie Lahaina w zachodniej części Maui.
"Wielu ludzi musiało uciekać i zostawić wszystko. Nie mają swoich telefonów" - wyjaśnił.
Szef policji Maui John Pelletier wyraził wcześniej nadzieję, że do weekendu prace poszukiwacze obejmą 85 do 90 proc. spustoszonych terenów.
We wtorek prezydent Joe Biden zapowiedział przyjazd na Hawaje z pierwszą damą USA "tak szybko, jak to możliwe". Mówił, że nie chce, aby jego wizyta zakłóciła poszukiwania. Przyrzekał dostarczenie Hawajom "wszelkiej pomocy aktywów, których potrzebują".
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.