Niska kara za znęcanie się nad zwierzęciem to sygnał o małej szkodliwości czynu; jednak jej podniesienie to za mało; należy o zmianie w prawie szeroko informować, by przestępstwo było piętnowane społecznie - podkreśliła w rozmowie z PAP prawnik Agnieszka Gruszczyńska.
W czwartek wieczorem Sejm uchwalił nowelizację ustawy o ochronie zwierząt. Zwiększa ona karę za znęcanie się nad zwierzęciem do dwóch lat ograniczenia lub pozbawienia wolności (obecnie jest to rok), a za znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem do trzech lat (obecnie dwa lata). Ponadto zakazano stałego trzymania zwierząt na uwięzi. Po wejściu w życie przepisów myśliwi nie będą mogli odstrzeliwać błąkających się po lasach psów i kotów.
"Obecnie kary za znęcanie się nad zwierzętami są dosyć niskie, biorąc pod uwagę z jak wielkim okrucieństwem miewamy do czynienia" - oceniła w rozmowie z PAP Gruszczyńska. Zaznaczyła, że za znęcanie się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem obecne prawo przewiduje maksymalnie dwa lata więzienia - "tyle samo co w przypadku kierowania rowerem w stanie nietrzeźwości" - podkreśliła.
Zaznaczyła, że jest to sygnał o niezbyt wysokiej szkodliwości społecznej takiego czynu. Dodała też, że niski wymiar kary pozwala sądom na zastosowanie w prosty sposób warunkowego umorzenia postępowania karnego wobec sprawcy przestępstwa. "Zgodnie z kodeksem karnym warunkowego umorzenia nie stosuje się dopiero w przypadku przestępstw zagrożonych karą pozbawienia wolności do lat trzech" - dodała.
Dodała jednak, że sama zmiana przepisu nie wystarczy, by przeciwdziałać znęcaniu się nad zwierzętami, ale należy o niej szeroko informować. Jak wyjaśniła, chodzi o to, aby karalne zachowania były piętnowane i aby norma prawna stała się normą społeczną.
"Trudno przecenić rolę organizacji społecznych, które tak intensywnie pracują nad zmianami w ustawie o ochronie zwierząt oraz podejmują się przeprowadzania różnych form aktywizmu, oraz, oczywiście mediów, które wydatnie wspierają tę działalność" - podkreśliła.
Zaznaczyła, że najskuteczniejszym "straszakiem" przed dokonaniem przestępstwa jest nie tyle wysokość kary, ale jej nieuchronność. "A więc nieopieszałe i nieuchronne działania podejmowane przez policję, prokuraturę oraz sąd" - zaznaczyła.
Podkreśliła też, że należałoby przygotować program resocjalizacyjny, który mógłby objąć osoby nie tylko osadzone w więzieniu ale też te, w których przypadku zostało zawieszone wykonanie kary na czas próby, lub warunkowo postępowanie umorzono, a także takie, wobec których orzeczono inną karę niż pozbawienie wolności.
Odnosząc się do kolejnych zmian w ustawie, podkreśliła, że trudno jej ocenić efektywność przepisu, który zakłada, że zwierzę na uwięzi będzie mogło przebywać do 12 godz. na dobę. "Nie umiem sobie wyobrazić, by policjant chodził po wsi i liczył godziny, w ciągu których pies jest na uwięzi" - zaznaczyła. Dodała, że spuszczenie z uwięzi może powodować puszczanie psów luzem, co nie jest pożądane - może m.in. wpłynąć na dalszy wzrost liczby bezdomnych psów. "Jednak przepis poprawiający dobrostan psów wydaje się bardzo potrzebnym" - podkreśliła.
Gruszczyńska zaznaczyła, że w sprawie strzelania przez myśliwych do błąkających się psów i kotów "mamy obecnie więcej pytań niż odpowiedzi". "Zwłaszcza, iż psów błąkających się po lasach jest dużo" - podkreśliła. Dodała, że problemem jest zwyczaj wypuszczania w nocy psów przez gospodarzy, by się same żywiły. Wyjaśniła, że zagrożone są wtedy zwierzęta dzikie. Podkreśliła jednak, że jest zdecydowaną przeciwniczką zabijania zwierząt domowych przez myśliwych, a przepis pozwalający na strzelanie do psów i kotów wymknął się spod kontroli.
Oceniła, że główną wadą noweli ustawy jest sposób jej przygotowywania. "Aby móc wytypować punkty wymagające naprawy konieczne jest przeanalizowanie efektywności obecnie obowiązujących przepisów, badanie orzecznictwa, badanie w terenie np. znajomości tych przepisów" - podkreśliła. "Nie przeczę, iż przy tworzeniu dziś dyskutowanej nowelizacji były brane pod uwagę te problemy, które są najbardziej widoczne, ale brak dogłębnej analizy choćby przyczyn ich powstawania powoduje wprowadzanie zmian czasem jednak nieprzygotowanych właściwie, a więc ryzykom iż nie będą realizowały zakładanych dla nich funkcji" - oceniła.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.