Reklama

Straconego czasu nie da się nadrobić

Dr Filip Gańczak z IPN.Gańczak z IPN o niemieckich rozliczeniach z nazizmem.

Reklama

Kilkanaście ostatnich lat przyniosło w Niemczech głośne procesy o zbrodnie z czasów II wojny światowej, ale żywe pozostaje pytanie, czy przez 80 lat od zakończenia wojny Niemcy rozliczyły się z nazistowską przeszłością. Na sprawiedliwość nigdy nie jest za późno, ale straconego czasu nie da się nadrobić - podkreśla dr Filip Gańczak z IPN.

"Prof. Anna Wolff-Powęska zauważyła kiedyś, że NSDAP była u władzy przez 12 lat, a rozliczenia z narodowym socjalizmem zajmują Niemcom już kilka dekad. Dziś to słowa nadal aktualne" - zauważył w rozmowie z PAP ekspert, który specjalizuje się w tematyce niemieckiej i polsko-niemieckiej.

"Pierwsze procesy zbrodniarzy niemieckich ruszyły jeszcze w czasie II wojny światowej - na terenach, z których wycofał się Wehrmacht. Przykładem może być proces esesmanów z Majdanka przed Specjalnym Sądem Karnym w Lublinie. W pierwszych miesiącach i latach po wojnie głośny był zwłaszcza proces głównych dygnitarzy nazistowskich przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze. Po nim odbyło się jeszcze 12 tzw. następczych procesów norymberskich przed trybunałem amerykańskim" - powiedział PAP Filip Gańczak, autor książki "Jan Sehn. Tropiciel nazistów".

Równolegle w okupowanych Niemczech sądzone były załogi niektórych obozów koncentracyjnych, np. Bergen-Belsen, Dachau i Neuengamme. Z kolei w Polsce w latach 1946-1948 odbyło się siedem dużych procesów zbrodniarzy niemieckich przed Najwyższym Trybunałem Narodowym. Na karę śmierci zostali w nich skazani m.in. komendanci Auschwitz Rudolf Hoess i Arthur Liebehenschel - kontynuował Gańczak.

"Z czasem - w miarę zaostrzania się zimnej wojny - alianci zachodni wyraźnie stracili zapał do rozliczeń. Bardzo ograniczyli też ekstradycje podejrzanych do Polski, choć np. Brytyjczycy wydali władzom w Warszawie byłego gauleitera Prus Wschodnich Ericha Kocha. Pod koniec lat 50. stanął on przed sądem i został skazany na karę śmierci. Wyroku ostatecznie nie wykonano" - powiedział Gańczak.

Rozmówca PAP podkreślił, że "do głębokich rozliczeń z narodowym socjalizmem nie kwapiło się żadne z dwóch państw niemieckich powstałych w 1949 r.".

"Socjalistyczna NRD głosiła, że jest państwem antyfaszystowskim - i chętniej tropiła nazistów w sąsiedniej RFN niż we własnym kraju (...). Z kolei w Republice Federalnej Niemiec rozliczeń długo nie chciały ani elity - bardzo powierzchownie zdenazyfikowane - ani społeczeństwo. Dekada lat 50., gdy żyło jeszcze wielu sprawców, została pod tym względem w dużej mierze zmarnowana" - zaznaczył przedstawiciel Instytutu Pamięci Narodowej.

Pewien przełom przyniosły dopiero proces Einsatzgruppen w Ulm (1958 r.) i powołanie niemal w tym samym czasie Centrali w Ludwigsburgu, koordynującej ściganie zbrodni narodowosocjalistycznych. W latach 60. we Frankfurcie nad Menem odbyły się trzy procesy oświęcimskie, a w Duesseldorfie - proces załogi Treblinki. "Prawnicy, którzy je przygotowywali, musieli przełamywać opór dużej części własnego środowiska" - zauważył Gańczak.

Jako znamienne ocenił, że "architekta Holokaustu" Adolfa Eichmanna, który ukrywał się w Argentynie, schwytali i osądzili Izraelczycy, choć wywiad zachodnioniemiecki już wcześniej miał informacje o miejscu jego pobytu. Losu Eichmanna uniknął Josef Mengele, niesławny "Anioł Śmierci" z Auschwitz, także żyjący w Ameryce Południowej - dodał.

Gańczak zwrócił uwagę, że bulwersujący jest też przypadek Heinza Reinefartha. "Ten wysokiej rangi esesman, łączony z masowymi zbrodniami Niemców podczas tłumienia Powstania Warszawskiego, nie tylko nigdy nie zasiadł na ławie oskarżonych, lecz przez wiele lat był burmistrzem kurortu Westerland i posłem do regionalnego parlamentu Szlezwiku-Holsztyna" - powiedział.

"Kilkanaście ostatnich lat przyniosło w Niemczech jeszcze kilka głośnych procesów o zbrodnie z czasów II wojny światowej: (byłego strażnika niemieckiego obozu zagłady w Sobiborze) Iwana Demianiuka, (byłego strażnika w Auschwitz-Birkenau) Oskara Groeninga czy (byłej sekretarki komendanta obozu Stutthof) Irmgard Furchner. Na sprawiedliwość nigdy nie jest za późno, choć straconego czasu nie da się już nadrobić" - powiedział Filip Gańczak. Jednocześnie zauważył, że rozliczenia z przeszłością "nie kończą się na sali sądowej". "Kto wie, czy dla skonfrontowania się Niemców z zagładą Żydów więcej niż procesy zbrodniarzy nie zrobił miniserial +Holocaust+ z Meryl Streep, w RFN emitowany pierwszy raz w 1979 r. i żywo wówczas dyskutowany" - dodał.

"O hekatombie polskiej ludności cywilnej w czasie II wojny światowej nasi zachodni sąsiedzi do dziś wiedzą zdecydowanie za mało. Zmienić ten stan rzeczy będzie niezmiernie trudno" - ocenił Gańczak.

Z Berlina Berenika Lemańczyk

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 1 2 3
4 5 6 7 8 9 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30 31
1 2 3 4 5 6 7
9°C Sobota
wieczór
8°C Niedziela
noc
6°C Niedziela
rano
8°C Niedziela
dzień
wiecej »

Reklama