Albo kolędy, albo dotacje

Rzeczpospolita/a.

publikacja 10.12.2006 10:17

Władze jednej z londyńskich dzielnic chciały odebrać dotacje polskiej organizacji z powodu jej "chrześcijańskiego charakteru". Dopiero kiedy sprawą zainteresowała się lokalna prasa, urzędnicy zaczęli się wycofywać z gróźb - poinformowała Rzeczpospolita.

Pani Shannon wyjechała z Polski w 1991 roku. W Wielkiej Brytanii wyszła za mąż za Irlandczyka, z którym ma 13-letnią córkę Anię. Najpierw pracowała w opiece społecznej. Własną placówkę dla Polaków założyła cztery lata temu. Żadnych akcentów religijnych Polskie Centrum opiekuje się obecnie około 400 osobami. Podczas zajęć z dziećmi pani Shannon śpiewa z nimi piosenki, między innymi - ale nie przede wszystkim - polskie pieśni kościelne. "Oczekujemy od placówek, które wspieramy, by były wolne od wszelkich akcentów religijnych. Prosiłam już wcześniej Gosię o zaprzestanie śpiewania piosenek o Jezusie. Niestety, nie posłuchała mnie" - napisała Debbi Biss, urzędniczka odpowiedzialna za rozdzielanie funduszy. Do jej uszu dotarły informacje, że pracownicy placówki niechętnie wypowiadali się o homoseksualistach. "Niepokoi mnie to" - napisała pani Biss. Pani Shannon zapewnia, że nie ma nic przeciwko homoseksualistom. - Witamy wszystkich ludzi z otwartymi rękami. Sprzeciwiamy się tylko, by narzucali nam swój punkt widzenia - powiedziała Rzeczpospolitej. Przyznawane placówce pieniądze są niewielkie. Chodzi o siedem tysięcy funtów rocznie oraz zatrudnienie na koszt państwa jednego pracownika. Dla Centrum pani Shannon ta pomoc jest jednak nieoceniona. Pozwala np. na wynajmowanie sali od Armii Zbawienia. - To naprawdę skandal. Zaatakowano nas tylko dlatego, że nie wstydzimy się, iż jesteśmy chrześcijanami - powiedziała Rz inna przedstawicielka Centrum Wanda Banach. - Władze chcą nam odciąć dotacje, gdy na wspieranie organizacji homoseksualnych przeznaczają znacznie większe pieniądze. Wychodzi na to, że pomoc chrześcijańska udzielana bliźnim jest obecnie w Wielkiej Brytanii czymś gorszym niż promowanie homoseksualizmu - dodaje. Warto było protestować Z obserwacji pani Shannon wynika, że większość Polaków przybywających na Wyspy ma inną mentalność i hołduje innym wartościom niż Brytyjczycy. - To, co dla nas jest normą, czyli wiara w Boga czy hołdowanie tradycyjnemu modelowi rodziny, tutaj wzbudza podejrzenia. Uznawane jest za politycznie niepoprawne - tłumaczy. Atak na Centrum Polacy z Wood Green odebrali jako próbę narzucenia im obcej laickiej kultury i systemu wartości. - Powiedziałam sobie, że nie możemy się poddać. Że musimy bronić naszego polskiego, chrześcijańskiego stylu życia - mówi pani Shannon. Kiedy o sprawie poinformowała lokalną prasę, władze zaczęły się wycofywać ze swojego pomysłu. Panie Shannon i Banach zostały zaproszone na rozmowę. Dowiedziały się, że dotacje zostaną utrzymane przynajmniej do marca, czyli aż do wygaśnięcia podpisanej wcześniej umowy. Debbi Biss nie może rozmawiać na ten temat z prasą. Wypowiedzi zgodził się nam udzielić rzecznik lokalnych władz Mike Snooden. - Pismo skierowane do polskiego Centrum zostało wycofane. Przyznajemy, że nie powinniśmy łączyć kwestii finansowych ze sprawami poruszonymi w liście. Nie ma o czym mówić - oświadczył.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona