Tupanie po chrześcijańsku

Jacek Dziedzina

publikacja 26.11.2008 12:22

Afirmować czy protestować? Wielu chrześcijan zastanawia się, czy ich misją ma być tylko promowanie dobra. Czy może czasem trzeba tupnąć nogą, nawet donośnie.

W ubiegłym tygodniu mieliśmy całą serię wydarzeń, zmuszających do jakiejś reakcji. Szczególnie bluźniercza reklama jednej ze znanych sieci sklepów oraz wygrana pary homoseksualnej w plebiscycie transmitowanym przez publiczną telewizję budziła niesmak. Chyba jesteśmy skazani na jakąś bezradność. To znaczy nie na bezczynność, ale na dylemat, który w takich sytuacjach się rodzi: jak reagować? Ja nie mam gotowej recepty. Boję się chrześcijaństwa, które tupie na każdym kroku i zmienia kolory twarzy ze złości na „ten przewrotny świat”. I czuje, że żyje tylko wtedy, gdy na celowniku pojawia się coraz więcej wrogów do zestrzelenia. To chrześcijaństwo, które ma do zaoferowania światu tylko armatkę. Ale boję się też chrześcijaństwa, któremu przy takich akcjach nie otwiera się ani nóż w kieszeni, ani różaniec z kieszeni nie wyskakuje. Boję się chrześcijaństwa schowanego w czterech kątach i w zakrystii. – Afirmować czy protestować? To jakby pytać, czy myć ręce, czy raczej nogi – powiedział mi wczoraj Dariusz Karłowicz. I to jest chyba klucz do dylematu, który rodzi się w naszych głowach i sercach. Nic nie zastąpi potrzeby błogosławieństwa tego świata, nawet jeśli nas prześladują. Ale nikt nie zastąpi też chrześcijan w walce z absurdami, na które inni przymykają oczy. Chyba że zastąpią nas muzułmanie, którzy – jak w Wielkiej Brytanii – walczą o Boże Narodzenie bardziej niż wystraszeni chrześcijanie. „Jeśli więc chcielibyśmy oddać jutro życie, powinniśmy też chcieć aż do końca życia wykorzystywać wszelkie formy krytyki, by przeciwstawiać się temu straszliwemu zabijaniu dzieci”, mówił amerykański biskup Hermann. I to jest potrzebny głos w Kościele, to jest Ewangelia życia, a nie awanturnictwo. Ale jest też inny głos, czasem niepopularny w Kościele: „Nie możemy kłaść nacisku tylko na zagrożenia zewnętrzne, pogrążając się w «kościelnym samozadowoleniu». To usypia i oślepia”, mówił niedawno bp Libera. Treścią życia chrześcijańskiego nie może być tylko – nawet najsłuszniejsza – krytyka. W chrześcijaństwie nie wystarczy mieć „świętej racji”. Trzeba umieć zaproponować coś pozytywnego w świecie, który tak naprawdę tęskni, czasem nieświadomie, za prawdą i pięknem. Protestować z pomysłem, bez agresji. Jeśli mam prawo wybrać kolor ścian w swoim mieszkaniu, to dlaczego nie miałbym już prawa decydować o barwach otoczenia społecznego? To także mój dom. Ale przyznam, nie mam wielu pomysłów na pozytywną kontrakcję. Nie budzę się codziennie z myślą, jak by tu „sprzedać” atrakcyjnie wartości, w które wierzę. Tak, jak zrobiła żona Dariusza Karłowicza, która podeszła do kilku kioskarzy i powiedziała, że razi ją obecność pism pornograficznych. Bez agresji i zacietrzewienia. Wielu sprzedawców wycofało się ze sprzedaży takich pisemek. Na co dzień brakuje odwagi i pomysłowości. A może Ty coś masz „do sprzedania”?

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..