Kto zrobi rachunek sumienia?

Komentarzy: 31

Andrzej Macura

publikacja 24.01.2017 14:20

No, na pewno nie ci, którzy w pierwszym rzędzie zrobić powinni.

Dziś Franciszka Salezego, więc na świecie obchodzi się Dzień Środków Społecznego Przekazu. Papież Franciszek ogłosił z tej okazji specjalne orędzie. Pod wiele mówiącym tytułem „«Nie lękaj się, bo jestem z tobą» (Iz 43, 5).Przekazujmy nadzieję i ufność w naszych czasach”.

Co tu dużo mówić, jest ono dla nas, wydawców, redaktorów i dziennikarzy (kolejność dowolna) wezwaniem do zrobienia rachunku sumienia. Franciszek apeluje, by „przerwać błędne koło niepokoju i spiralę lęku, będące owocem nawyku koncentrowania uwagi na «złych wiadomościach»”. Co nie znaczy oczywiście udawania, że zła nie ma. Zachęca jednak do „przedstawiania mężczyznom i kobietom naszych czasów wersji  faktów naznaczonej logiką „«dobrej nowiny»”.Bo „rzeczywistość – tłumaczy dalej – nie jest jednoznaczna. Wszystko zależy od spojrzenia, jakim jest obejmowana, od «okularów», przez które decydujemy się na nią patrzeć: gdy zmieniamy szkła,  rzeczywistość również wygląda inaczej”.

Ja się zgadzam. I chętnie na propozycję papieża przystaję. Zwłaszcza to ostatnie – że to, jakim jawi się nam świat, w dużej mierze zależy od tego, przez jakie okulary nań patrzymy – jest przecież prawdą, którą wyczytuję z kart Ewangelii. Obawiam się jednak, że skazuję się w ten sposób na rolę szlachetnego, ale naiwnego Don Kichota. Wydawcy, producenci, redaktorzy (z naczelnymi na czele ;)) i dziennikarze doskonale wiedzą, co interesuje odbiorców. Wiedzą że największe zainteresowanie wzbudza skandal, kłótnia, plotka, wielkie zło (najlepiej opisane ze szczegółami). To takie materiały są w Internecie najczęściej klikane, to takie są najczęściej komentowane. To „zadziorne” programy, kiedy nie ma jakiegoś wydarzenia (choćby sportowego), budzą największe zainteresowanie w telewizji.  A to przekłada się na oglądalność, czyli też na wpływy z reklam. Kto zechce skazać się na porażkę?

Z perspektywy oglądalności w takich jak ten komentarzach lepiej pleść bzdury niż słusznie prawić. Teksty wyważone, ostrożne, owszem, mają czytelników, ale nie tak wielu, jak przywalenie komuś z grubej rury. Im bardziej po bandzie, tym lepiej. Wtedy i zwolennicy i przeciwnicy tez autora wchodzą, dyskutują, popierają, oburzają się, obrażają, grożą, ubolewają... Ale „robią oglądalność”. I czarno na biały widać: o proszę, moja praca przynosi wyniki...

Albo takie komentarze pod tekstami. Właściwie, żeby nie upodobnić się do sutenerów czerpiących zyski z czyjegoś grzechu, trzeba by niektóre wywalać. Ale z perspektywy oglądalność to błąd. Taki ostry, złośliwy czy nawet oczerniający komentarz wywołuje przecież falę odpowiedzi. I dyskusja toczy się dalej. Nieważne, że na poziomie rynsztoka...

Doskonale wiem, że gdzie jak gdzie, ale w mediach katolickich trzeba umieć się takim pokusom oprzeć. Ale wiem też, że to oznacza skazanie się na marginalizację, lekceważenie czy przyklejenie łatki nieudaczników. A ta rola odpowiada tylko wariatom.

Nie, nie kwestionuję sensowności wezwania papieża Franciszka. Przeciwnie. Rachunek sumienia robię. I na pewno o tym jego wezwaniu będę się starał każdego dnia pamiętać. Zresztą.... To przecież nie pierwsze tego typu wskazania papieży, czyż nie?

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..

Reklama

Reklama