publikacja 04.05.2018 09:40
To też był weekend majowy. Piękna pogoda sprzyjała rodzinnym spotkaniom do późnych godzin. Sielankę przerwało bicie dzwonów i ogień widoczny z daleka. 4 maja 1996 roku spłonął zabytkowy kościół w Księżomierzy wraz z cudownym obrazem.
- Siedzieliśmy na podwórku. Koło północy zaczęliśmy szykować się do snu, spojrzałam na niebo i zobaczyłam łunę ognia. Pomyślałam, że pali się stodoła u sąsiadów. Usłyszeliśmy też bicie dzwonów. Wszyscy wyskoczyliśmy na drogę i szliśmy w stronę pożaru. Zaczęło do nas docierać, że to pali się nasz 500-letni modrzewiowy kościół - opowiada Anna Słowik.
Cała wieś została postawiona na nogi. Wszyscy biegli gotowi rzucić się na ratunek, kiedy jednak docierali do kościoła stawali w szoku widząc świątynię, która płonęła jak pochodnia.
Pieta stanęła w miejscu gdzie spłonął Najświętszy Sakrament
Agnieszka Gieroba /Foto Gość
Wezwano straż pożarną. Przyjechało 20 jednostek z całej okolicy. Zanim przyjechał pierwszy wóz, przy płonącym kościele była już cała wieś.
- Patrzyliśmy, jak kościół płonie stojąc w ciszy. To była taka przejmująca cisza, jakiej nigdy w życiu nie słyszeliśmy. Każdy płakał. Kobiety, mężczyźni staliśmy bezradni, a po naszych policzkach w milczeniu płynęły łzy - wspominają ludzie.
Makieta spalonego kościoła
Agnieszka Gieroba /Foto Gość
Tekst o sanktuarium Matki Bożej w Księżomierzy będzie można przeczytać w 19 numerze lubelskiego Gościa na 13 maja.