publikacja 01.08.2010 08:00
22 lipca 2010 roku, 260 dzień sztafety, graniczny (Zambia-Zimbabwe) most przewieszony 110 metrów nad lustrem rzeki Zambezi. Piotr Strzeżysz, zupełnie nie jak na lidera przystało, właśnie stracił grunt pod nogami. Przed nim długa droga w dół. Pokona ją bardzo szybko. BUNGEE!! Tak rozpoczyna się 9. etap Afryki Nowaka. Zapraszamy na pierwszą relację.
Lecąc do Bulawayo, liczyliśmy na jakiś transport do Victoria Falls, miasta co prawda oddalonego o kilkaset kilometrów na północny zachód, ale bądź co bądź, ciągle będącego mekką turystów odwiedzających Zimbabwe. Niestety, nie było żadnych czekających busików, ani taksówek, nie mogliśmy liczyć nawet na transport do miasta. Na szczęście zjawił się ktoś, kto zaoferował pomoc. Za czterdzieści dolarów upchnęliśmy do dwóch samochodów wszystkie plecaki, torby, siaty, reklamówki oraz owinięty w folię rower i ruszyliśmy na miejski dworzec autobusowy.
Na miejscu kolejna pomocna dłoń i za chwilę byliśmy upychani do karłowatego busika, który za moment miał ruszyć do Victoria Falls. Zajęliśmy ostatnie miejsca siedzące i czekaliśmy na rozpoczęcie kilkugodzinnej podróży. W międzyczasie do środka wchodzili drobni handlarze z najróżniejszym towarem, wśród których najbarwniejszą postacią był pan z procą, zachwalający ją jako wszechstronną zabawkę dla każdego, np. jako skuteczny środek odstraszający małpy albo psy w mieście.
Po pierwszej dojechaliśmy na miejsce. Ledwo żywi ze zmęczenia rozbiliśmy namioty w schludnym hotelu-campingu o nazwie „sznurówki” – Shoestrings. Trafnie pisał o Victoria Falls w 1933 roku Kazimierz Nowak: „Mimo, że jest to jedna z najdroższych stacji turystycznych Afryki, można się tu urządzić stosownie do kieszeni. Wprawdzie olbrzymi hotel pałacowy jest drogi. Ale przecież tutaj ciepło i jest lato, więc pod namiotem można wygodnie spoczywać – a spokój jest idealny”. Tak więc, choć my przyjechaliśmy w porze zimowej, również wybraliśmy tańszą opcję noclegu – pod namiotem.
Wodospady Wiktorii - zdjęcie zrobione przez fotoreportera Gościa Niedzielnego Jakub Szymczuk/ Agencja GN
Jeśli nie chcemy kupić banknotów albo pamiątek, możemy spróbować handlu wymiennego. Jest ogromny popyt na buty i koszulki i w ogóle jakiekolwiek elementy garderoby. Za moje szerokie, zielone spodnie a’la Alladyn, zaoferowano mi figurkę słonia.
- My brother, help my business, a special price for you, or better let’s change, give me your trousers, I’ll give you this elephant, you are my brother, support my business, brother, give me your trousers.
I tak oto dowiedziałem się, że mam brata w Zimbabwe, a za moje porwane spodnie, zabrane głównie jako środek prewencyjny na potencjalne ukąszenia komarów, mogę kupić słonia i jechać na nim dalej ale już bez spodni…
Są jednakże miejsca, gdzie kupuje się w miarę normalnie, to znaczy supermarkety, o dziwo, całkiem dobrze zaopatrzone, choć z bardzo wysokimi, jak na Afrykę, cenami. Zaraz po wejściu do sklepu rzuca się w oczy wielka czarna tablica, na której wypisano obowiązujące danego dnia przeliczniki walut. Jak już bowiem wspomniałem powyżej, w Zimbabwe obowiązującą walutą jest teraz dolar amerykański, ale można również płacić funtami, euro, albo walutą krajów ościennych. Płacąc więc za zakupy twardą walutą, możemy dostać resztę np. w botswańskich pulach albo południowoafrykańskich randach.
Dzień po naszym przyjeździe do Victoria Falls przyjechała ekipa ósmego etapu i na moście dzielącym Zambię i Zimbabwe przekazała nam pałeczkę. Etap dziewiąty – „Gdzie krokodyl zjada słońce” został tym samym oficjalnie rozpoczęty, a symbolicznie przypieczętowany skokiem na bungie z wysokości 110 metrów.
Bungee! Spektakularny początek 9. etapu Afryki Nowaka
AfrykaNowaka
aktualna ocena | 5,0 |
głosujących | 1 |
Ocena |
bardzo słabe
|
słabe
|
średnie
|
dobre
|
super