Wchodzę na grząski grunt wiedząc o emocjach związanych z filmem. Z poczuciem, że trzeba spojrzeć w szerszej perspektywie.
Pojedynczy gest o rewolucyjnym wręcz zasięgu.
Rzecz o dramacie. Płynących przez morze i stojących nad jego brzegiem. Lampedusa, Polska... miejsce nie ma znaczenia.
Popatrzmy nie na lądującą u brzegu Lesbos czy Lampedusy łódź, ale na to, co dzieje się na drugim końcu Afryki.
Mówienie o walce z przemytnikami więcej ma wspólnego z próbą wybicia komarów niż z realną propozycją rozwiązania problemu.
Słowa nie wystarczą. Trzeba zaoferować konkretne powitanie.
Opcja na rzecz ubogich nie jest wydarzeniem jednorazowym. Jest naszym ewangelicznym powołaniem.
Postrzeganie świata i jego najbardziej palących problemów zmienia spojrzenie drugiemu człowiekowi w oczy.