Wchodzę na grząski grunt wiedząc o emocjach związanych z filmem. Z poczuciem, że trzeba spojrzeć w szerszej perspektywie.
Rok 2016. Na festiwalu w Berlinie Złotego Niedźwiedzia odebrał Gianfranco Rosi z Pietro Bartolo, lekarzem z Lampedusy, za film „Fuocoammare. Ogień na morzu”. Ciekawa jest historia jego powstania.
Rosi pojawił się na wyspie szukając inspiracji. Pierwsze spotkanie z doktorem zaczęło się od małego spięcia. Miał trudności z oddychaniem, czuł się niezbyt dobrze, a doktor miał inne, ważniejsze zajęcia. Stąd zaproponował wizytę w miejscowym pogotowiu. Niezły początek czegoś, co miało zakończyć się Złotym Niedźwiedziem.
Później reżyser zginął. A raczej stał się niewidoczny. Kręcił się po wyspie z małą, wyglądająca na nieprofesjonalną, kamerką. Bez całej otoczki, towarzyszącej kręceniu filmu. Zaglądał do portu, ośrodka dla migrantów (sic! we Włoszech nie ma obozów dla uchodźców), przychodził do przychodni. Wydawać się mogło robił próby do czegoś, co w końcu okazało się być świetnym dokumentem.
Jest w filmie moment, gdy w tle kolejnego alarmu o łodzi pełnej dzieci, akcji na morzu, sceny opuszczania statku i pierwszych chwil w ośrodku (migranci grają z miejscowymi w piłkę), słyszymy muzykę z tekstem Vasco Brondiego „Walc przemytników”. Chociaż, na dobrą sprawę (tu wychodzi bogactwo języka włoskiego) „scafisti” należałoby przetłumaczyć „łodziarzy”, czyli płynących łodzią w nieznanym kierunku.
Scafisti płyną, orientując się według gwiazd. Słuchając rozbrzmiewających w ich sercach pieśni o morskich mapach i marzeniach. Przywołując w nich głos proroctw i modlitw muezinów. „Nasze historie są zbyt piękne. Nie próbuj zrozumieć”.
Marzenia. Temat innego, nagrodzonego w tym roku Srebrnymi Lwami na festiwalu w Wenecji filmu Matteo Garrone „Io capitano” (Kapitan). Seydou i Moussa, dwóch młodych Senegalczyków, wyrusza w długą, niebezpieczną, podróż do Europy. Dlaczego? W mediach społecznościowych zobaczyli inny, lepszy świat. Influencerów w modnych ciuchach, koncerty gwiazd, place na których można ochłodzić się w skwarze siedząc przy szumiącej fontannie. Widzieli siebie śpiewających na wielkich scenach i rozdających później – czarni chłopcy białym rówieśnikom – autografy. Droga przez pustynię, morze, zweryfikowały ich marzenia.
Film, zauważa Marco „Ianex” Iannini w opublikowanej na stronach IGN Italia recenzji, jest prowokacją. Każe zastanawiać się nad wartościami: godnością migrantów, krzyżującą się z ciepłem opuszczanej rodziny ciszą Sahary, kuszącą swym bogactwem Europą i nędzą Senegalu, postawić pytanie: dlaczego chłopcy odchodzą? Czy nie można pomóc im na miejscu? By na końcu zastanowić się dlaczego, w przeciwieństwie do rówieśników z „nowego świata”, nie mogą swobodnie wybierać szkoły, podróżować, cieszyć się życiem. Czyżby dlatego, że urodzili się po gorszej stronie globu?
Pytania. Kino zaangażowane. Pietro Bartolo, w „Lacrime di sale”, (Słone łzy, choć na język polski przetłumaczone „Lekarz z Lampedusy”), zauważył: „wywiady zaraz po wyemitowaniu ulatują, nie utrwalają się w głowach i sercach odbiorców. Wszystko rozpływa się w niepamięci. Wszystko zużywa się z niewiarygodną szybkością; jedna tragedia natychmiast ustępuje innej, wiadomość w najlepszym razie żyje kilka dni. Pomyślałem: Tym razem mamy kino, kto wie, może uda się przekazać jakieś głębsze przesłanie”.
Głębsze przesłanie… Ostatniego, rodzimej produkcji Agnieszki Holland, jeszcze nie oglądałem. Wiem tyle, ile napisał mi przed kilkoma dniami kuzyn. „Byłem, kino pełne ludzi. Nikt nie jadł kukurydzy (nie cierpię jej smrodu na sali kinowej), po seansie były oklaski. Film wbijał w fotel. Jeśli nie widziałeś, to polecam!” Piotr Zabrzański dopisał: „u nas sporo ludzi miało popcorn i nachosy. Ale gdzieś tak w 3 minucie przestali je jeść czy tam chrupać”.
Cóż, „Fuocoammare” też wbijało w fotel. Po premierze Pietro Bartolo pisał: „Radość jednak trwała krótko. Bo choć jest prawdą, że od tamtej pory mogliśmy przekazywać wszystkim nasze przesłanie, to jednak ci, na których mi najbardziej zależało, nie przyjęli go. Zaczęły pojawiać się kolejne mury, często nie do przeskoczenia. Zamknięte granice, zabarykadowane umysły i serca. Bez żadnej litości (…) Że mamy do czynienia z niezniszczalnymi murami, od których odbijamy się, jakby były z gumy. Że toczymy beznadziejną walkę z tymi, którzy chcą usunąć problem przez zwyczajne przekreślenie go”.
Wracam do wiersza Vasco Brondiego. „Nie próbuj zrozumieć…” Tak, znamy stare, polskie porzekadło. Syty głodnego i zdrowy chorego nie zrozumie. Tym bardziej prowadzący życie ciche i spokojne podążającego za gwiazdami lęków, ale i marzeń.
Jednego z nich spotkałem kiedyś w małym, włoskim miasteczku. Rozpromieniona twarz przypominała tę z filmu Rosiego, gdy uchwycił kamerą młodego Afrykańczyka, rozmawiającego wkrótce po wylądowaniu na Lampedusie przez telefon z rodziną. Opowiadał o swoich bliskich, ich biedzie i ubóstwie. I o tym jak zarabia, by pomóc. By mogli żyć jak on. Być może takie spotkanie, próba wysłuchania, będą dla wielu momentem, w którym zacznie rysować się, pękać, budowany konsekwentnie przez lata mur. A ten nie zniknie „przez zwykłe przekreślanie go”. Jeśli tak się stanie, będzie można mówić o sukcesie filmu. Bez względu na to, gdzie został wyprodukowany. We Włoszech, czy w Polsce…
Pezzi Vetro WALTZ DEGLI SCAFISTI (Le luci della centrale elettrica) | FUOCOAMMARE (Gianfranco Rosi)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.
Raport objął przypadki 79 kobiet i dziewcząt, w tym w wieku zaledwie siedmiu lat.
Sejm przeciwko odrzuceniu projektu nowelizacji Kodeksu karnego, dotyczącego przestępstw z nienawiści
W 2024 r. funkcjonariusze dolnośląskiej KAS udaremnili nielegalny przywóz prawie 65 ton odpadów.