Spółka Macroconcert ma przeprosić twórców francuskiego musicalu "Notre Dame de Paris" i zapłacić im rekordową sumę ponad 2,9 mln zł za bezprawne wykorzystanie piosenek oraz choreografii w swej produkcji pt. "Notre Dame - l'histoire" - orzekł sąd gospodarczy.
W wydanym ostatnio wyroku sąd ocenił, że pozwana spółka dopuściła się naruszenia praw autorskich twórców musicalu. Zakazał jej reklamowania i wystawiania produkcji "Notre Dame - l'histoire", którą uznał za bezprawną adaptację oryginału, a także poszczególnych piosenek, tekstów, czy elementów jego choreografii. Pozwani mają też przeprosić autorów oryginału w dwóch gazetach i na swojej stronie internetowej za dopuszczenie się nieuczciwej konkurencji.
Sąd zasądził też od pozwanych prawie 2,8 mln zł odszkodowania i zadośćuczynienia za naruszone prawa autorskie oraz nakazał im zwrot ponad 100 tys. zł kosztów procesu. Zasądzona suma odszkodowania i zadośćuczynienia należy do najwyższych w naszym kraju.
Jak dowiedziała się PAP w sądzie, wyrok ma charakter zaoczny, bo pozwana spółka nie dopełniła formalności i nie doręczyła nawet powodom odpowiedzi na pozew. Przegrany może złożyć sprzeciw od tego rozstrzygnięcia. Spółka Macroconcert, która według źródeł PAP jest w likwidacji, zamierza skorzystać z możliwości złożenia sprzeciwu.
Powodem jest francuska spółka NDP Project, będąca właścicielką praw do znanego musicalu Luca Plamondona i Richarda Cocciante pt. "Notre Dame de Paris", wystawianego od lat w wielu państwach świata z udziałem znanych artystów, m.in. Garou. Zarzucili oni firmie Makroconcert, pod szyldem której przygotowano polską adaptację musicalu noszącą tytuł "Notre Dame l'histoire", plagiat i naruszenie ich praw autorskich. Od grudnia 2009 r. adaptacja ta jest wystawiana na różnych scenach w kraju - także w Sali Kongresowej w Warszawie.
Jak twierdzą prawnicy Francuzów, "doszło do niedozwolonej adaptacji/przeróbki musicalu jako utworu sceniczno-muzycznego", a ponadto w polskiej adaptacji dokonano "bezprawnego przejęcia do widowiska kluczowych, najbardziej rozpoznawalnych, a przez to najbardziej atrakcyjnych, elementów musicalu - czyli warstwy słownej i warstwy muzycznej z bezprawnym uzupełnieniem widowiska o elementy nowe, choć stanowiące adaptację lub przeróbkę elementów oryginalnych".
Na żądanie NDP Project Sąd Okręgowy w Warszawie pod koniec października zeszłego roku wydał postanowienie o tzw. zabezpieczeniu powództwa, w myśl którego na czas procesu Makroconcertowi nie wolno wystawiać ani nawet reklamować musicalu "Notre Dame l'histoire". Mimo to Macroconcert wystawił swój musical jeszcze w grudniu.
Pozwana spółka twierdziła, że jej musical to co innego niż "Notre Dame de Paris", a ponadto - wskazano - wykupiono w ZAIKS zgodę na wykorzystanie w ich widowisku poszczególnych piosenek. Jak przekonywała Magdalena Poskart z Makroconcertu, nie było konieczności wykupienia "wielkich praw teatralnych" na spektakl jako całość. Tym też Makroconcert tłumaczy, że nie zwracał się o licencję "najprawdopodobniej u francuskiej spółki +NDP Project+". "Pomimo jednak usilnych starań nie udało nam się skontaktować z tym podmiotem, wszystko wskazywało na to, że jest to spółka tylko +na papierze+" - napisała Poskart.
Utrzymuje ona, że spektakl "Notre Dame l'histoire" nie jest opracowaniem musicalu ani tym bardziej jego plagiatem, "ponieważ ogranicza się jedynie do koncertowego wykonania (w oryginale!) niektórych piosenek z tego musicalu, nie korzysta natomiast z innych elementów tego musicalu, tj. ze scenografii, kostiumów czy choreografii".
W innej głośnej sprawie z ostatnich lat dotyczącej praw autorskich, w 2006 r. warszawski sąd przyznał całość tych praw do książek Pawła Jasienicy jego córce. Syn drugiej żony pisarza - która donosiła na niego jako agentka SB - mógł na mocy decyzji sądu tylko zachować księgozbiór po Jasienicy. Spór o prawa autorskie po znanym autorze esejów historycznych uniemożliwiał przez kilka lat wydawanie jego książek. Sąd uznał wniosek Ewy Beynar-Czeczott, która chciała odebrania praw synowi drugiej żony ojca Neny O'Bretenny, która jako agentka "Ewa" donosiła m.in. w 1968 r. na pisarza.
Z kolei w 2000 r. Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że Aleksander Kwaśniewski ma przeprosić spadkobierców Jana Izydora Sztaudyngera za wykorzystanie bez ich zgody jego fraszki w prezydenckiej kampanii wyborczej w 1995 r. Wówczas w łódzkim komitecie wyborczym Kwaśniewskiego rozdawany był plan lekcji z wizerunkiem i podpisem kandydata, na którym - bez zgody spadkobierców autora - umieszczona była fraszka Sztaudyngera: "Uwaga, profesorzy,/ geniusze często uczą się najgorzej!". W porównaniu z oryginałem tej wydanej po raz pierwszy w Krakowie w 1975 r. w tomiku "Piórka" fraszki, zmieniono jej interpunkcję i pominięto tytuł: "Studencka przestroga".
Na obchody 1700. rocznicy Soboru Nicejskiego. Odbędą się one w Izniku niedaleko Stambułu.
Według śledczych pożar był wynikiem podpalenia dokonanego na zlecenie wywiadu Federacji Rosyjskiej.
Ryzyko, że obecne zapasy żywności wyczerpią się do końca maja.
Decyzja jest odpowiedzią na wezwanie wystosowane wcześniej w tym roku przez więzionego lidera PKK.
To efekt dwustronnych rozmowach ministerialnych w weekend w Genewie.
„Proszę was, abyście świadomie i odważnie wybrali drogę komunikacji pokoju”
Referendum w sprawie odwołania rady miejskiej jest nieważne ze względu na zbyt niską frekwencję.