Urządzenia, używane przy badaniu wraku w Smoleńsku, reagowały tak samo podczas badań drugiego samolotu Tu-154M.
Prokuratura wojskowa poinformowała w piątek o przeprowadzonym w ostatnich dniach eksperymencie, mającym na celu "sprawdzenie wskazań urządzeń wykorzystywanych w czynnościach przeprowadzonych w Smoleńsku" podczas badania wraku tupolewa.
"Do tego celu posłużył bliźniaczy do samolotu Tu-154M nr 101, samolot o numerze 102, znajdujący się w Mińsku Mazowieckim" - zaznaczył rzecznik prasowy NPW płk Zbigniew Rzepa. Jak dodał, "badaniom poddano różne elementy samolotu Tu-154M nr 102, w tym fotele załogi, pasy foteli załogi, pasy foteli pasażerów, salonkę".
W eksperymencie wykonanym 7 i 12 listopada brali udział: prokurator Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, biegli z Zakładu Fizykochemii Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji oraz specjaliści z Centralnego Biura Śledczego. Byli to ci sami specjaliści, którzy na przełomie września i października uczestniczyli w badaniach wraku w Smoleńsku i używali tych samych urządzeń.
"W wyniku przeprowadzonego eksperymentu rzeczoznawczego stwierdzono, że w niektórych miejscach wspomniane urządzenia reagowały w analogiczny sposób jak w Smoleńsku, podając sygnały mogące wskazywać na obecność materiałów wysokoenergetycznych, w tym wybuchowych" - zaznaczył płk Rzepa. Dodał, że "uzyskane wyniki nie mogą być traktowane jako podstawa do wydania kategorycznej opinii o obecności materiałów wybuchowych lub wybuchu; są jedynie podstawą do dalszych specjalistycznych badań laboratoryjnych".
NPW dodała, że wykorzystane urządzenia służą do przesiewowych badań pod kątem obecności związków chemicznych mogących stanowić materiały wysokoenergetyczne, w tym materiały wybuchowe. "Fachowe nazwy tych urządzeń to: Pilot-M, MO-2M oraz Hardened Mobile Trace" - podała prokuratura.
W końcu października "Rzeczpospolita" napisała, że śledczy znaleźli na wraku samolotu Tu-154M w Smoleńsku ślady trotylu i nitrogliceryny. Prokuratura wojskowa zaprzeczyła tym doniesieniom. Zaznaczyła tylko, że znalezione ślady - podczas trwającego od połowy września do połowy października pobytu biegłych w Smoleńsku - mogą oznaczać obecność tzw. substancji wysokoenergetycznych.
Jak wtedy wyjaśniał szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie płk Ireneusz Szeląg, urządzenia wykorzystywane w Smoleńsku mogą w taki sam sposób sygnalizować obecność materiału wybuchowego, jak i innych związków np. pestycydów, rozpuszczalników i kosmetyków. Dodał, że wielokrotnie sygnalizowały one możliwość wystąpienia związków chemicznych o budowie podobnej do materiałów wysokoenergetycznych; reagowały np. na namiot wykonany z PCV.
"Urządzenia wykorzystywane są tylko do wstępnych, szybkich testów przesiewowych, wskazujących co najwyżej na możliwość wystąpienia związków chemicznych mogących być materiałem wysokoenergetycznym. Urządzenie wskazywało biegłym, że badany element powinien być zabezpieczony i poddany szczegółowym, profesjonalnym badaniom w laboratorium" - mówił Szeląg.
Według prokuratury dopiero badania laboratoryjne zabezpieczonych w Smoleńsku próbek będą mogły być podstawą do twierdzenia o istnieniu bądź nieistnieniu śladów materiałów wybuchowych - próbki te zostały zaplombowane; są obecnie w dyspozycji Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej.
Prokuratura wojskowa poinformowała w piątek, że obecnie finalizuje uzgodnienia ze stroną rosyjską dotyczące sprowadzenia do Polski próbek z wraku. "Liczymy, że zostaną przywiezione do kraju jeszcze w grudniu 2012 r." - zaznaczył płk Rzepa. Według przewidywań prokuratury "zakończenie badań próbek nastąpi w ciągu kilku miesięcy – do pół roku", zaś wyniki laboratoryjnych tych badań "stanowić będą tylko jeden z elementów opinii końcowej biegłych z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji".
"Biegli mają dostęp do całości zgromadzonego w toku śledztwa materiału dowodowego" - zaznaczyła prokuratura.
Tydzień temu w rozmowie telefonicznej rosyjski wiceprokurator generalny Aleksander Zwiagincew zapewnił szefa polskiej prokuratury Andrzeja Seremeta o "daleko idącym wsparciu" w przyśpieszeniu realizacji wniosku w sprawie przekazania do Polski próbek z wraku Tu-154M.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.