publikacja 20.10.2025 12:22
Tak mi się jakoś skojarzyło. W środku nocy uświadomiło. A będzie jeszcze tłoczniej.
Bo nagle, z pamięci, po przebudzeniu, zaczęli się wyłaniać ci, których już nie ma. Babki, dziadki, ujki, ciotki… Z pokolenia tych pierwszych nie uchował się już chyba nikt. Z pokolenia rodziców – istna cmentarna szachownica. Ciotka jest – ujka nie ma. Ujek jest – ciotki nie ma. Z sąsiadami ze starego mieszkania, generalnie, podobnie.
A przecież i z naszego pokolenia ileś tam osób już odeszło. Niby to wciąż jeszcze wyjątki od reguły, ale jakie są reguły tej gry, wszyscy dobrze wiemy. A teraz, przed Wszystkimi Świętymi, jeszcze bardziej to sobie uświadamiamy.
A gdy tak zacznie się wspominać, w pamięci robi się tłoczno. Jak na „zbiorowych” obrazach Matejki. Boże, tylu ludzi…
No nic. Jest się już w tym wieku, gdy większość życia ma się już raczej za sobą, niż przed sobą. Bliżej w przód - do emerytury, niż wstecz - do matury. A i u lekarzy słyszy się już coraz ciekawsze rzeczy. Dopiero co dentystka zapewniała, że zęby ma się bardzo ładne i wszystko ok, a tu nagle, na ostatniej wizycie, zalecenie konsultacji protetycznej. Czyli Państwo sobie posłuchają, co sam u nos znaczy słowo "gybis".
Albo to regularne informowanie przez lata, że coś tu nie gra, bo jest się przecież za młodym na to czy, na tamto schorzenie, aż w końcu przyszedł ten dzień, że padło w gabinecie stwierdzenie, że w tym wieku tak to już jest i inaczej być nie może.
No więc jesteśmy sobie z Żoną w tym wieku. Jakoś się z tym oswajamy, bardziej jednak – i to od kilku już lat - czekając (z niepokojem) na grudzień, niż (z radością) na święta. Bo jak tu się cieszyć ze świąt, które co roku grożą tym, że spędzi się je w szpitalu. Bo jakoś tak na koniec roku terminy im się zwalniają, badania podsumowujące trza by w końcu zrobić, na przyszły roku coś ustalić, więc zapraszamy.
A my drżymy. Latamy potem do tych szpitali z nadzieją, że przed świętami jednak wypuszczą do domu. Dotąd się udawało. A w międzyczasie jednak swoje się tam odleżało/do szpitala latało. Inni na jarmarkach, w adwentowym, radosnym oczekiwaniu, a my?
Świetlówy, szpitalne sale i poczekalnie, badania, konsultacje, kolejne programy lekowe…
Pisałem już o tym 100 razy, bo też 100 razy to już przerabiałem. I niestety czekam na raz sto pierwszy. Gdzie te czasy gdy w dzieciństwie czekało się na świąteczną emisję „101 dalmatyńczyków” Disneya?
Takie tam przedświąteczne zamyślenie. Ale, mimo wszystko, nie dajmy się zwariować. Marcepany i pierniki w marketach już leżo. Będzie czym poprawiać sobie humor.
Przynajmniej do następnej wizyty u dentysty…
Tłum matejkowski