Sąd Najwyższy rozpatrzy skargę kasacyjną w sprawie renty dla dziewczynki, która urodziła się ciężko chora po tym, jak lekarze odmówili jej matce wykonania aborcji.
Tej renty odmówiły rodzicom dziewczynki sądy dwóch instancji. Sąd Najwyższy jest ich ostatnią szansą na wywalczenie pieniędzy, które pozwolą zapewnić córce leczenie, rehabilitację i utrzymanie. Chodzi o słynną już sprawę państwa Wojnarowskich z Łomży i ich córki Moniki, która urodziła się z nieuleczalną, ciężką chorobą stawów i kości. Oprócz tego, że dziewczynka nie rośnie i ma zniekształcone kości i stawy, choroba powoduje stały ból i wiele innych skutków dla zdrowia, m.in. trudności w oddychaniu spowodowane zniekształceniem klatki piersiowej i ciągłe infekcje dróg oddechowych. Na tę samą chorobę cierpi jej starszy brat. Dlatego pani Wojnarowska chciała usunąć kolejną ciążę. - Rodząc kolejne dziecko, skazywałam je na cierpienie, a syna - na znaczne pogorszenie możliwości udzielania mu pomocy - tłumaczyła "Gazecie". Lekarz z przyszpitalnej przychodni odmówił wykonania aborcji za względu na podejrzenie ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu (co przewiduje tzw. ustawa antyaborcyjna). Po rutynowym badaniu ginekologicznym i wykonaniu USG stwierdził, że dziecko z pewnością jest zdrowe. Jednak wady, na którą cierpiało, nie dało się wykryć we wczesnym okresie ciąży. Państwo Wojnarowscy - nauczyciele żyjący w czterdziestokilkumetrowym mieszkaniu z jednej pensji (dzieci wymagają stałej opieki, więc pani Wojnarowska pracuje na ćwierć etatu) - postanowili wywalczyć od lekarzy i szpitala rentę dla córki i pieniądze na jej leczenie i rehabilitację - w sumie blisko milion czterysta tysięcy złotych. Za to, że wytoczyli ten proces, a pani Wojnarowska publicznie przyznała, że chciała usunąć ciążę, spotkało ich potępienie ze strony części mieszkańców Łomży. Władze miasta odmawiają przyznania im większego mieszkania, w którym dzieci mogłyby się poruszać na wózkach inwalidzkich. Była to pierwsza w Polsce sprawa o tzw. złe urodzenie. W takich sprawach - znanych sądom w USA od kilkudziesięciu, a sądom w Europie Zachodniej od kilkunastu lat - rodzice argumentują, że urodzone wbrew ich woli (lub z powodu złej diagnozy) chore dziecko jest dla nich w rozumieniu prawa "szkodą", za którą od sprawców, czyli lekarzy, należy się im odszkodowanie. "Szkoda" polega na tym, że zmuszeni są ponosić wydatki wielokrotnie wyższe niż związane z wychowaniem zdrowego dziecka. I to znacznie dłużej, bo do końca życia dziecka, które nie zdoła się usamodzielnić. A sądy zwykle mają dylemat moralny: uznać, że dziecko może być "szkodą", ale za to zapewnić mu środki na w miarę godne życie, czy odmówić uznania go za "szkodę" i pozbawić tych środków?
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.