Amerykański kolarz Lance Armstrong przyznał, że przyjmował erytropoetynę (EPO) przed każdym z siedmiu zwycięskich startów w wyścigu Tour de France. Słowa te padły podczas wywiadu jaki udzielił trzy dni temu dziennikarce Oprah Winfrey w swoim domu w Austin.
Winfrey już na początku rozmowy zapytała o to, czy Armstrong zażywał kiedykolwiek zabronione substancje dopingujące. Padła krótka odpowiedź: "tak". Podobnie jak w kolejnych poruszanych przez nią kwestiach: czy było to EPO, czy przyjmował też ludzki hormon wzrostu oraz czy był na dopingu w trakcie zakończonych triumfem występów w "Wielkiej Pętli" w latach 1999-2005.
"Tour de France to piękna, ale niestety zupełnie nieprawdziwa historia. Tylko raz, w 2009 roku, byłem +czysty+, kiedy wystartowałem w nim po przerwie i zająłem trzecią pozycję. Zgodziłem się na udział w tym programie nie po to, żeby kogoś innego oczerniać, jednak w moich czasach nie było możliwości wygrania Tour de France bez stosowania dopingu" - stwierdził 41-letni kolarz, który uczestniczył w nielegalnym procederze dopingowym od połowy lat 90. do 2005 roku.
"Było kilku kolarzy, którzy się nigdy nie +szprycowali+ i byli przez to w naszym środowisku uznawani za bohaterów. Nigdy nie traktowałem ich jak +frajerów+. Jako były lider kilku zespołów mogę powiedzieć, że nigdy odgórnie nie narzucano nam nakazu stosowania dopingu. Każdy z nas sam się na to decydował. To był okres wielkiej konkurencji, a wszyscy byli dorośli i dokonywali świadomych, swoich wyborów. Ale byli też tacy, którzy zdecydowali się uniknąć dopingu" - dodał.
Przed tym wywiadem Armstrong konsekwentnie zaprzeczał pojawiającym się informacjom o tym, ze stosował zakazane środki w trakcie wieloletniej kariery. Nawet wtedy, gdy 22 października Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI) nałożyła na niego dożywotnią dyskwalifikację i anulowała wszystkie jego wyniki od 1998 roku, a tym samym odebrała wszystkie zwycięstwa w TDF.
W czwartek Międzynarodowy Komitet Olimpijski zażądał, by zwrócił brązowy medal olimpijski zdobyty w 2000 roku na igrzyskach w Sydney. MKOl czekał z tym krokiem do zakończenia procedury prawnej, biorąc pod uwagę ewentualną apelację Armstronga do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu. Ten jednak w wymaganym terminie (do 28 grudnia) nie złożył odwołania.
W ten sposób został obalony jeden z największych - choć najpiękniejszych - mitów w zawodowym sporcie, który zainspirował wielu ludzi walczących z chorobami nowotworowymi. Armstrong cierpiał na raka jąder i poddał się inwazyjnemu leczeniu (dwie operacje i chemioterapia) w latach 1996-97. Potem wrócił do kolarstwa i zaczął odnosić największe sukcesy. W 2005 roku zakończył karierę, ale wznowił ją po trzyletniej przerwie.
"Praktycznie wszystko w Tourze kręciło się wokół dopingu i wiele można byłoby mówić o +koktajlach+ z EPO, transfuzjach krwi czy testosteronie. Nie obawiałem się wtedy, że zostanę przyłapany, bo rzadko byliśmy sprawdzani podczas wyścigów. Przede mną teraz długa droga, bo pewnie resztę życia zajmą mi próby odzyskania utraconego zaufania" - powiedział Armstrong, który po zakończeniu kariery zaczął startować w zawodach triathlonowych i biegach.
Dożywotnia dyskwalifikacja w sporcie uniemożliwia mu dalsze realizowanie tej pasji. Amerykańska prasa spekuluje od pewnego czasu, że szczere przyznanie sie do winy w wywiadzie telewizyjnym to tylko początek. Zdaniem dziennikarzy były kolarz - licząc na złagodzenie nałożonej kary - może zdecydować się na składanie zeznań obciążających innych uczestników dopingowego procederu, ale także wysoko postawionych działaczy tuszujących przypadki łamania prawa.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.