Kto słucha Jezusa wybiórczo, ten oddala się od radości bardziej niż poganie, którzy wcale Go nie słuchają.
Jednym z aspektów globalizacji, otwarcia granic i społeczeństwa informacyjnego jest przemieszczanie się ludzi różnych kultur i światopoglądów, a także możliwość promowania i rozpowszechniania najbardziej nawet marginalnych stylów życia, przekonań czy obyczajów. W konsekwencji często – czasem nawet już w przedszkolu – podejmowane są dyskusje na temat wielokulturowości, sposobów respektowania różnic światopoglądowych, tolerancji i konsensusów. W społeczeństwach coraz bardziej zróżnicowanych pod względem religii, hierarchii wartości, a także sposobów patrzenia na człowieka i sens jego życia, wiele kwestii prawnych czy obyczajowych rozstrzyga się w o oparciu o kompromis, który nie zadowala wprawdzie żadnej ze stron, ale tu i teraz wydaje się jedynym możliwym rozwiązaniem.
Poważne zagrożenie pojawia się wtedy, gdy ktoś z uczniów Chrystusa przenosi mentalność kompromisu z życia społecznego i politycznego do sfery życia osobistego. Przykładem chrześcijan „kompromisowych” są ci, którzy samych siebie uznają za ludzi wierzących, a mimo to nie słuchają Jezusa w fundamentalnych sprawach. Rzadko uczęszczają na Eucharystię czy rezygnują z życia sakramentalnego, mimo że Jezus mówi jednoznacznie: to czyńcie na moją pamiątkę, a komu grzechy odpuścicie, są im odpuszczone. Tacy chrześcijanie próbują pójść za Jezusem, czyli pójść drogą błogosławieństwa, drogą świętości, drogą mniej uczęszczaną, która po grzechu pierworodnym stałą się drogą trudną, a jednocześnie nie korzystają z pomocy Jezusa w codziennym życiu. Nic dziwnego, że wcześniej czy później zaczyna brakować im sił, by trwać na tej drodze, lub wiary w to, że ta droga ma sens.
Innym przykładem „chrześcijaństwa” kompromisowego są ci narzeczeni, którzy zapewniają siebie nawzajem, że chcą zawrzeć sakramentalny związek małżeński, że wykluczają zdrady i rozwody, a mimo to współżyją ze sobą przed ślubem. Nie słuchają Jezusa w tak ważnej sprawie. Usiłują „przygotować się” do miłości i wierności poprzez… cudzołóstwo i grzech. Przykładem „chrześcijaństwa” kompromisowego są również ci, którzy twierdzą, że liczy się tylko miłość, a nie zachowywanie Bożych przykazań. W rzeczywistości wiara w to, że można oddzielić miłość od Dekalogu jest równie naiwna, jak wiara w to, że da się oddzielić oddychanie od życia, a szczęście od radości. Jezus nie tylko wzywa nas do miłości, ale też do nawracania się wtedy, gdy nie zachowujemy Jego przykazań: „Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje” (J 14, 21).
„Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust” (Ap 3, 15-16). To stanowcze stwierdzenie jest szczególnie aktualne w naszych czasach. Przypomina nam ono o tym, że szczęśliwi mogą być jedynie ci chrześcijanie, którzy radykalnie słuchają Jezusa. Pójście na kompromis w osobistym życiu nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem, podobnie jak miłość nie ma nic wspólnego z pożądaniem, mądrość z naiwnością, a świętość z grzechem.
„Będziemy działać w celu ochrony naszych interesów gospodarczych”.
Propozycja amerykańskiego przywódcy spotkała się ze zdecydowaną krytyką.
Strona cywilna domagała się kary śmierci dla wszystkich oskarżonych.
Franciszek przestrzegł, że może ona też być zagrożeniem dla ludzkiej godności.
Dyrektor UNAIDS zauważył, że do 2029 r. liczba nowych infekcji może osiągnąć 8,7 mln.