Mieszkaniec przedmieść Tampy (na Florydzie, na południu USA) zniknął w gigantycznej jamie, jaka powstała pod jego własną sypialnią - poinformowała w piątek amerykańska straż pożarna. Jak na razie służbom nie udało się skontaktować z zaginionym.
Pod domem mężczyzny w nocy z czwartku na piątek powstał lej krasowy, który pochłonął go wraz z pomieszczeniem. Brat ofiary mówił telewizji CNN, że rodzina przeżyła koszmar. "Usłyszałem głośny huk, jakby w dom uderzył samochód. A później usłyszałem krzyki brata" - mówił Jeremy Bush, brat 36-letniego Jeffa.
W chwili wypadku w domu przebywało pięciu dorosłych i dwuletnie dziecko. Obecni na miejscu strażacy z pomocą kamer i urządzeń nasłuchowych próbują zlokalizować zaginionego mężczyznę. Dotychczas nie udało im się zlokalizować żadnych sygnałów. "Nic nie wskazuje, że żyje" - powiedziała rzeczniczka straży pożarnej Jessica Damico.
Dodała też, że lej krasowy, który może mieć około 30 metrów średnicy i 15 metrów głębokości i jest w stanie pochłonąć cały dom. Tymczasem na powierzchni jest całkowicie niewidoczny.
Miejscowe władze dodają, że leje krasowe nie są niczym nadzwyczajnym w okolicach Tampy. Jednak w ramach środków ostrożności ewakuowały mieszkańców z sąsiedztwa domu Jeffa Busha.
Małżeństwo to jedno z najszlachetniejszych powołań człowieka.
Ojciec Święty spotkał się z uczestnikami Jubileuszu Romów, Sinti i Wędrujących Społeczności.
Pierwsze miejsce - parafia pw. Matki Bożej Częstochowskiej w Mońkach.
Jedna osoba zginęła, 23 poszkodowanych wraca do Polski, dwóch zostało w austriackich szpitalach.
Zarzuty wobec każdego z jeńców oparto wyłącznie na tym, że służył on w batalionie "Ajdar".
Podkop odkryto w okolicy miejscowości Kondratki w powiecie białostockim.
Karol III i Kamila po raz pierwszy spotkają się z Leonem XIV.