Oskarżanie ojca Konrada o agenturalność z tego powodu, że w czasach PRL spotykał się z ubeckim "opiekunem" swojego miesięcznika, odbieram jako krzyczącą niesprawiedliwość - napisał w Rzeczpospolitej o. Jacek Salij OP.
Byłem jednym z wielu beneficjentów tego zarządzenia i nie trzeba mnie przekonywać, jak bardzo było ono potrzebne i jak wielką obronę my, duchowni, otrzymaliśmy w tym zarządzeniu. Jednak historyk, który z góry "wie", że każdy ksiądz, któryw tamtych czasach nie stosował się ściśle do tego zarządzenia, naruszał kościelną dyscyplinę, dopuszcza się grubego anachronizmu. Księdzem jestem od roku 1966 i jestem jednym z wielu duchownych, którzy mogą dziś świadczyć, iż biskupi oraz inni przełożeni kościelni okazywali wiele zrozumienia dla tych księży, którzy "wydeptywali" w urzędach, a nieraz i poza urzędami, pozwolenie na procesję Bożego Ciała, dachówkę lub cement na remont kościoła czy ogrodzenie cmentarza itp. Toteż oskarżanie o. Konrada o agenturalność z tego powodu, że w tamtych czasach jako sekretarz redakcji spotykał się z "opiekunem" swojego miesięcznika, mjr. Głowackim, odbieram jako krzyczącą niesprawiedliwość. Oczywiście, nie musieliśmy tego miesięcznika wydawać, mogliśmy delegować do kontaktów z mjr. Głowackim kogoś innego, bardziej ostrożnego niż o. Konrad. Muszę jednak zaświadczyć, że wszyscy w redakcji (a nawet ja, choć nie byłem jej członkiem) o tych rozmowach o. Konrada wiedzieliśmy i uważaliśmy je za nieuniknione, a czy mieliśmy rację, Pan Bóg nas kiedyś osądzi. A co najważniejsze, o. Konrad niczego przed nami nie ukrywał, zawsze zdawał nam z tych spotkań dokładną relację. Przyzwyczailiśmy się do komunistycznego zaduchu A teraz sprawa owego nieszczęsnego artykułu. O. Konrad naprawdę napisał wtedy artykuł taki, który zapewne spodobałby się esbekom. Pamiętam jak dziś, że o. Marcin Babraj pokazał mi ten artykuł i że serdecznie poparłem go w jego pomyśle, żeby próbować się wyłgać za pomocą zwyczajnego tekstu religijnego. Ale nie miałem wówczas wątpliwości, że Konrad napisał ten artykuł nie po to, żeby wysługiwać się esbekom. Po prostu sądził wówczas (oczywiście, że nie miał racji), że ludzie i tak będą wiedzieli, że takim tekstem nie należy się przejmować, bo został wymuszony. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że jednak ten brzydki artykuł nie został wydrukowany. I że o. Konrad nie tylko przeciw temu nie protestował, ale już bardzo niedługo potem cieszył się z tego, żeśmy go obronili przed opublikowaniem tego tekstu. Ktoś powie, czytając ten zapis atmosfery, jaka panowała wtedy w naszej kilkuosobowej grupie, która tworzyła miesięcznik "W drodze": Oto kolejny przykład, jak głęboko komunizm znieprawiał dusze. I zapewne ten ktoś będzie miał rację. Do komunistycznego zaduchu, jakoś się wtedy - jedni więcej, inni mniej - przyzwyczailiśmy i dostosowali. Jednak historycy z IPN idą znacznie dalej: Nie zatroszczywszy się o elementarne wymogi ustalania prawdy historycznej oraz sądowej, ogłosili o. Konrada agentem i skazali go bez przesłuchania na śmierć cywilną. Szef IPN publicznie się przyznał, że choć wiedział o tym, że o. Konrad chce się z nim spotkać, w ogóle nie zamierzał stosować się do zasady audiatur et altera pars, wykręcając się argumentem, że "oficjalnie się o to do mnie nie zwrócił". Wszelkie zaś oznaki wskazują, że swoje postanowienie ukamienowania o. Konrada będą się starali z całą zaciekłością doprowadzić do końca. JACEK SALIJ OP Autor jest dominikaninem, profesorem teologii, wykładowcą Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.