Jak żyć po zrzuceniu sutanny? Jak uczestniczyć w życiu Kościoła?
Byli kapłani planowali spotkanie w sobotę na terenie krakowskiej parafii Świętego Krzyża. Będą jednak musieli poszukać innego miejsca. Proboszcz parafii poinformował inicjatorów, że zmienił decyzję To miało być pierwsze spotkanie na terenie kościelnym. Do tej pory spotykali się od czasu do czasu w domach prywatnych, u któregoś z nich. Dlaczego więc Kościół? - Chcemy podkreślić, że nie jesteśmy wrogo nastawieni do Kościoła oraz że nie czujemy się zdrajcami - wyjaśnia Jacek Konarski ze Stowarzyszenia Żonatych Księży i Ich Rodzin. Salki parafialne zaoferowali księża z parafii Świętego Krzyża w Krakowie. Niespodziewanie pojawiły się problemy. Wiadomość, że spotkanie nie będzie możliwe, Tomasz Jaeschke ze Stowarzyszenia, główny inicjator zjazdu, otrzymał SMS-em. - Ks. Abrahamowicz napisał mi, że spotkanie nie może się odbyć w jego parafii. Podejrzewam, że do tej decyzji przyczyniły się protesty ludzi Kościoła. Dlatego nie byłem zaskoczony - mówi Jaeschke. Jak żyć po zrzuceniu sutanny Organizacja powstała w 1998 r., na razie jest nieformalna. Jej członkowie chcą pokazać, że chociaż porzucili sutannę, nadal są związani ze wspólnotą wierzących. Mówią o sobie: "żonaci księża". Ze strony internetowej można się dowiedzieć, że do stowarzyszenia należą byli księża, zakonnicy - zarówno kobiety, jak i mężczyźni oraz "osoby życiowo związane z duchownymi". Chcą się wzajemnie wspierać. - Przeczytałem kiedyś w "Wyborczej" wypowiedzi byłych księży: minorowe, pełne żalu i jakiejś nieporadności. Jeden miał wątpliwości, czy nie został pokarany przez Pana Boga, bo urodziło mu się chore dziecko. Wtedy pomyślałem, że warto udzielić pomocy duchowej ludziom, którzy odtąd będą wiedli całkiem inne życie i często nie potrafią poradzić sobie z trudnościami różnego typu - mówi Józef Streżyński. W wieku 41 lat zrezygnował z kapłaństwa. Ma dwoje dzieci. A kłopotów byłym kapłanom nie brakuje. Za podstawowy uważają brak akceptacji ze strony Kościoła. Jacek Konarski doświadczył go na własnej skórze. - W przypadku takich ludzi jak ja Kościół hierarchiczny życzyłby sobie, abyśmy opuścili teren, na którym jesteśmy znani, znikli ludziom z oczu. Życzenie, bym się wyprowadził, wyartykułowano wyraźnie. Ale jeśli społeczeństwo ma się z nami oswoić i zmierzyć się z tematem określanym z wielu ambon jako wstydliwy i gorszący, to nie możemy żyć anonimowo - twierdzi. On sam mieszka na terenie swojej parafii, wśród ludzi, którzy znali go jako kapłana. Początkowo miał kłopoty ze znalezieniem pracy. Obecnie pracuje w wydawnictwie. Podobne problemy dostrzegają także duchowni. - Byłym księżom często rzucane są kłody pod nogi. Z przykrością muszę stwierdzić, że właśnie przez duchownych. Tak jakby podświadomie życzyli im: oby was pokarało. Na pomoc, wsparcie byli kapłani nie mają co liczyć. Dobrze by było, żeby takie spotkanie odbyło się na terenie kościoła - powiedział nam anonimowo jeden z biskupów. Po co takie spotkanie Opinie księży o organizowaniu takiego spotkania na terenie kościoła są podzielone. Ks. Józef Augustyn, jezuita: - Nie wydaje mi się konieczne takie demonstrowanie bycia w Kościele, ponieważ nikt nie uważa, że byli księża są poza nim. Ale pragnienie wspólnego spotkania byłych księży jest sprawą złożoną. Z jednej strony należy z szacunkiem podejść do więzów koleżeńskich, jakie się wytworzyły między nimi. Z drugiej strony jednak samo dążenie do trzymania się razem i tworzenia jakichś struktur kościelnych czy społecznych wydaje mi się dwuznaczne. Uważam to za objaw pewnego typu klerykalizmu. Spotkanie nie ma sprecyzowanego celu. "Wraz z naszymi współmałżonkami chcemy spotkać się razem, wspólnie pomyśleć, pomodlić się" - czytamy w ogłoszeniu zamieszczonym na stronie Stowarzyszenia. Od kilku tygodni można je znaleźć także w portalu Ekumenicznej Agencji Informacyjnej. Jesteśmy nadal kapłanami "Żonaci księża" nadal chcieliby jednak w jakimś stopniu uczestniczyć w misji Kościoła. - Znajomi dziwią się nieraz, że nie uczę w szkole religii. Muszę im wyjaśniać związane z tym subtelności. Tymczasem w Europie Zachodniej, a zwłaszcza w USA takie rzeczy się zdarzają. U nas nie bardzo to sobie wyobrażam. To kwestia pewnej aprobaty, a raczej dezaprobaty, klimatu milczenia - ocenia Konarski. Przede wszystkim nie chcą do końca wyrzec się swojego kapłaństwa. Na stronie internetowej zamieścili swoisty manifest: "Większość z nas nie chodzi już w sutannie czy habicie. Jesteśmy jednak nadal kapłanami i zakonnikami z powołania Bożego". Tam też publikują swoje artykuły i... kazania. Dlatego nazwali siebie żonatymi - a nie po prostu byłymi - księżmi. - Obecnie nie ma w Kościele zachodnim żonatych księży. Stąd ta nazwa jest niewłaściwa. Kapłaństwo to niezbywalna pieczęć, ale o charakterze czysto duchowym, nie społecznym. Prawa do miejsca w hierarchicznej wspólnocie kapłańskiej nie mają, ponieważ dobrowolnie z niej zrezygnowali - uważa ks. Augustyn. Jacek Konarski jednak podkreśla: - Nasz stan nie przeszkadza nam w utrzymywaniu silnych związków z Kościołem. Mimo odmowy ze strony krakowskiej parafii byli kapłani sobotniego spotkania nie odwołali. - Mam poczucie lojalności wobec tych, którzy przyjadą. Nawet gdybyśmy mieli stać przed drzwiami kościoła. Coś zorganizujemy, na razie nie wiem dokładnie. Może w ośrodku dla bezdomnych? - zastanawia się Tomasz Jaeschke.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.