Reklama

Ks. Pisarek: Większy był w ludziach patriotyzm

O parafialnych obchodach Świeta Niepodległości i patriotyzmie w wywiadzie dla Dziennika Zachodniego mówi ks. prof. Stanisław Pisarek.

Reklama

DZ: Czym Kościół podkreśla święto Niepodległości w swoich nabożeństwach? ks. prof. Stanisław Pisarek: Dziś nie ma już tych tradycji, jakie ja pamiętam sprzed wojny. Dziś obchody w Kościele są raczej scentralizowane. U nas koncentrują się w katowickiej katedrze i tam zjeżdżają się wszystkie poczty sztandarowe, delegacje, a mszę odprawia arcybiskup. Natomiast w parafiach wszystko zależy od proboszcza. Na pewno jest wspomnienie w modlitwach, na pewno śpiewa się „Boże, coś Polskę”, święto może być podkreślone w homilii. A kiedyś wielkie uroczystości odbywały się w każdym kościele. Ja je pamiętam u nas, w Pawłowicach. Byłem wtedy kilkuletnim dzieckiem i pamiętam przede wszystkim ogromne tłumy, jakie uczestniczyły w tych mszach. DZ: Większe niż dziś? SP: O wiele. Większy był w ludziach patriotyzm. Karmieni polską prasą religijną, „Katolikiem”, szli potem na tę wojnę w pełnej gotowości poświęcenia życia za Ojczyznę. Mój stryj, brat ojca, który został na gospodarstwie, oddał wojsku dwa konie. A kiedy oficer zapytał: „Gospodarzu, nie żal wam tych koni? „, odpowiedział: „Jak Polska potrzebuje...” DZ: Czy przedwojenny scenariusz obchodów Święta Niepodległości był podobny do dzisiejszego? Czy tak jak dziś była msza, składanie kwiatów pod pomnikiem, akademie? SP: Msza owszem, ale składanie kwiatów czy akademia nie zostały mi w pamięci. Nie kojarzę ich z tym dniem. Takie obchody przypadały 3 Maja. Pamiętam z tej okazji uroczyste przemarsze z kościoła do sali w gospodzie. Tam odbywały się przemówienia. W tych uroczystościach brał udział również baron Reitzenstein. Głosu nie zabierał, ale był, zawsze w pierwszym rzędzie. W roku 1939 wystąpienie z okazji 3 Maja miał mój ojciec. Wojna wisiała na włosku, czuło się ją. Ojciec w swoim przemówieniu odwoływał się do Opatrzności, Boskiej opieki. Sala była pełna. DZ: Jak Pawłowice witały Polskę? SP: Urodziłem się siedem lat po powrocie Śląska do Macierzy. Powitanie Polski znam tylko z opowiadań rodziców. Oboje uczestniczyli w tym wydarzeniu w Pszczynie. Muszę jednak podkreślić, że tu nie było zaboru. Te ziemie od wieków należały pod Czechy, potem pod Prusy. A ludzie mieli w sobie wykształcone poszanowanie władzy. Lubili porządek. Powstania nie spotkały się tu z entuzjastycznym przyjęciem. Przeciwny im był mój ojciec, ja też mam do powstań ten sam stosunek. Tutaj szanowało się władzę, bo z władzą zawsze lepiej niż bez władzy. W Pawłowicach było bardzo mało powstańców. Ludzie woleli, by połączyć się z Polską na drodze jakichś negocjacji, porozumień, traktatów... DZ: Po czym można było poznać Polskę w Pawłowicach? SP: Pojawił się język polski w szkole, w urzędach... W sztambuchu z Urzędu Stanu Cywilnego do roku 1922 były zapiski po niemiecku, w roku 1922 rejestracja kontynuowana po polsku. To świadczy o tolerancji polskich urzędników, którym nie przeszkadzało, żeby używać tych samych sztambuchów, gdzie wcześniej pisano po niemiecku. Niemiecki zresztą wrócił potem do tych samych sztambuchów. Śmierć mojej matki podczas okupacji była tam odnotowana już po niemiecku.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
1°C Niedziela
rano
3°C Niedziela
dzień
4°C Niedziela
wieczór
3°C Poniedziałek
noc
wiecej »

Reklama