Przełożeni zakonów działających w Katandze alarmują opinię publiczną w sprawie katastrofy humanitarnej w tym regionie Demokratycznej Republiki Konga.
Miesiąc temu apel w tej sprawie wystosowała międzynarodowa Caritas, a jeszcze wcześniej regionalna konferencja biskupów, która informowała o okropnościach wojny domowej, w tym o przypadkach kanibalizmu. Chodzi o 120 tys. uchodźców wojennych, którzy od niemal 10 lat żyją w prowizorycznych obozach, bez nadziei powrotu w rodzinne strony. Od czasu powstania Laurenta Desiré Kabili w latach 1996-1997, które obaliło w dawnym Zairze reżim Mobutu Seseseko, trwa na południowym wschodzie kraju nieustanna wojna między różnymi ugrupowaniami plemiennymi wspieranymi z zewnątrz. Jak przypominają katangijscy przełożeni zakonni, na niewiele zdały się do tej pory wysiłki pokojowe ze strony władz cywilnych i kościelnych. Uchodźcom zagrażają nie tylko choroby i brak żywności, ale także bezprawie zarówno ze strony partyzantów, jak i zdemoralizowanych wojsk rządowych. Pomoc humanitarna dociera do Katangi nieregularnie i często jest po drodze rozkradana. Przełożeni działających tam męskich i żeńskich zakonów wzywają w tej sytuacji rząd do lepszego opłacania regularnych żołnierzy, rozbrojenia ugrupowań partyzanckich oraz do osądzenia – najlepiej pod nadzorem międzynarodowym – osób winnych zbrodni wojennych.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.