Pierwszym w historii świata globalnym atakiem na chrześcijaństwo jest film "Kod Leonarda da Vinci" - napisał Wiesław Kot w tygodniku Wprost.
W artykule czytamy m. in.: Hollywood rzucił do walki najmocniejsze atuty. W obsadzie filmu (premiera 19 maja) gwiazdy z całego globu: od Amerykanina Toma Hanksa, przez Niemca Jurgena Prochnowa, po Francuzów Audrey Tautou i Jeana Reno. Reżyseruje Ron Howard, wielokrotnie wypróbowany przy superprodukcjach wymagających wyczucia - od "Apollo 13" (1995) po "Piękny umysł" (2001). Wytwórnia Sony Picture nie oszczędzała na niczym. Budżetu filmu nie ujawniono, ale wiadomo, że tylko prawa do sfilmowania powieści kosztowały 6 mln dolarów. Respekt okazywali tej megaprodukcji wszyscy: minister kultury Francji zezwolił - co niezwykle rzadkie - na zdjęcia w Luwrze. Ugięło się nawet anglikańskie duchowieństwo, które udostępniło opactwo Westminster, ubolewając półgębkiem, że powstanie tam film wymierzony w chrześcijaństwo. Podobnie postąpił dziekan katolickiej katedry w angielskim mieście Lincoln - za udostępnienie świątyni filmowcom wziął 100 tys. funtów. Nakręcone tam sceny obejrzy - według wstępnych szacunków - prawie miliard widzów. To dwa razy więcej niż w wypadku "Pasji" Mela Gibsona. I zarobek też będzie analogiczny - nie mniej niż 400 mln dolarów zysku. "Kod Leonarda da Vinci" w atrakcyjnej formie uderza w podstawy cywilizacji chrześcijańskiej. I swoje rewelacje przedstawia jako "naukowe odkrycie stulecia". Autor przypomina i ostrzega: Była ateizacja w porewolucyjnej Francji, w ZSRR czy w Meksyku, ale to akcje lokalne i oparte na terrorze. "Kod Leonarda da Vinci" to ateizacja ogólnoświatowa i przyjazna. Miliard widzów obejrzy ją dobrowolnie i z przyjemnością. Jeżeli tylko co trzeci z nich pomyśli: "Coś jednak w tej historii jest" - to kroi się wojna religijna, jakiej chrześcijaństwo jeszcze nie zaznało...
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.