Zapomniany post wraca do łask. Ubrany w nowoczesną formę: dieta plus modlitwa zyskuje coraz większą popularność - ustalił Dziennik.
Zdaniem gazety świadczy o tym tłok w klasztorze Misjonarzy Świętej Rodziny w Bąblinie. Na organizowanych tu rekolekcjach oczyszczających trudno znaleźć wolne miejsce. Zero mięsa, tłuszczu, kawy, słodyczy. Tylko warzywa i owoce w każdej postaci. Do tego gimnastyka, basen, aerobic, spacery, biegi i wycieczki rowerowe. I tak przez 10 dni. To wszystko ma oczyścić ciało i skłonić człowieka do zajęcia się pracą nad duchem. Ks. Krzysztof Sielski, założyciel i szef bąblińskiego Centrum Formacji Świętorodzinnej, tłumaczy już na wstępie, że celem rekolekcji nie jest tylko odchudzenie, ale oczyszczenie. Oczyszczenie całkowite: ciała, psychiki i duszy. - Człowiek jest złożony w swej naturze, choć w swoim istnieniu niepodzielny, dlatego zajmowanie się tylko jedną warstwą nie ma sensu - tłumaczy. Potwierdza to codzienny plan zajęć, w którym ćwiczenia fizyczne nie zajmują najważniejszego miejsca. Ważniejsze są msze, modlitwy, wykłady dotyczące duchowości i medytacje połączone z kontemplowaniem Ikony Świętej Rodziny. Mają one zrobić z duszą to samo, co dieta z ciałem. Oczyścić. - Po kilku dniach ludzie zapominają o kłopotach z ciałem, bo zaczynają im się otwierać rany psychiczne i duchowe, często sięgające dzieciństwa - tłumaczy ks. Krzysztof. - Poza wspólnymi wykładami i adoracjami każdy uczestnik może się umówić na indywidualną rozmowę z księdzem i psychologiem. Uczestnicy rekolekcji o drakońskiej diecie opowiadają spokojnie. Ale zgodnie przyznają, że pierwsze cztery dni były koszmarem. - Człowiek tęskni za smakami i zapachami ulubionych potraw, odczuwa fizyczny głód mięsa, ziemniaków -mówi Grażyna. - Poza tym organizm zaczyna uwalniać nagromadzone przez lata toksyny, co jest po prostu bolesne. Mordęga kończy się w momencie, gdy zgodnie z założeniami kuracji organizm przestawia się na odżywianie wewnętrzne. Zaczyna spalać złogi białka, tłuszczu i toksyn. Ks. Krzysztof przyznaje, że większość tych, którzy zapisują się na turnusy, na początku traktują te rekolekcje po prostu jak kurację odchudzającą. Tak było w przypadku Piotra, który w walce z nadwagą wypróbował kilkanaście diet. Samo przestawienie się na posiłki złożone z warzyw i owoców nie było dla niego szokiem, bo podobnie odżywiał się na długo, zanim trafił do Bąblina. Bolesne było za to rozstanie ze słodyczami. Przez pierwsze dni przeżywał katusze, ale potem przyzwyczaił się na tyle, że kontynuował bąblińską dietę jeszcze przez trzy tygodnie po powrocie do domu. - Schudłem dziewięć kilo i pozbyłem się problemów skórnych - mówi. - Ale najważniejsze, że nauczyłem się uważnie patrzeć na to, co i w jakich ilościach jem. Piotr, podobnie jak inni uczestnicy rekolekcji, o samej diecie mówi niewiele. Dużo chętniej opowiada o wykładach, medytacjach i modlitwie. Twierdzi, że o ciele zapomina się po pierwszych czterech dniach, kiedy mija kryzys. Potem zaczyna się wnikanie w głąb psychiki. - Wtedy większość odkrywa, że otyłość, której chcieli się pozbyć, wcale nie jest najpoważniejszym problemem - dodaje Grażyna. W tym momencie ważniejszy od dietetyka staje się ksiądz i psycholog. Do kwestii cielesnych uczestnicy wracają dopiero na koniec turnusu, kiedy po raz pierwszy od dnia przyjazdu stają na wagę. - I są zaskoczeni, bo okazuje się, że każdy zgubił cztery, pięć kilogramów - mówi Zofia Wiśniowska, kierownik ds. organizacji rekolekcji. Rekolekcje w Bąblinie (Wielkopolska) trwają 10 dni. Miejsce na jeden z szesnastu turnusów w roku rezerwuje się osobiście. Uczestnicy mieszkają w 1-, 2-, 3- lub 4-osobowych pokojach. Koszt udziału w rekolekcjach wynosi od 800 do 980 zł w zależności od standardu zakwaterowania. Organizatorzy zapewniają stałą opiekę medyczną i pomoc psychologa. Od redakcji Jak łatwo zauważyć, bąblińskie rekolekcje oczyszczajace są reklamowane na głównej stronie naszego portalu :-)
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.