Czy w Europie należy karać za krytyczne wypowiedzi na temat islamu? Gdzie kończy się wolność słowa, a zaczyna obraza? Burzliwa dyskusja na ten temat toczy się od kilku dni w Wielkiej Brytanii - podaje Rzeczpospolita.
Pretekstem stało się uniewinnienie Nicka Griffina, przywódcy Brytyjskiej Partii Narodowej ( BNP), który został oskarżony o szerzenie nienawiści rasowej. Określił on islam jako "paskudną i wredną religię" i dodał, że muzułmanie zamieniają Wyspy w "wielorasową piekielną dziurę". Sąd w Leeds uznał, że wypowiedzi te mieszczą się w granicach wolności słowa. Kilkuset zgromadzonych na sali sądowej zwolenników BNP przyjęło werdykt entuzjastycznie. Irytacji nie kryli natomiast przedstawiciele rządzącej lewicy. - Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, żeby wykorzenić ekstremizm - powiedział minister finansów Gordon Brown, prawdopodobnie przyszły premier. Dlatego też zamierza on "przyjrzeć się obowiązującemu prawu". Jego współpracownik sugerował, że może to oznaczać wprowadzenie przepisów, zgodnie z którymi karalne stałoby się to, co sami muzułmanie uznaliby za obraźliwe. Opozycja nie posiada się z oburzenia. - W Wielkiej Brytanii następuje proces sowietyzacji. Zamieniamy się w państwo totalitarne, gdzie rolę partii gra liberalny establishment hołdujący idei wielokulturalizmu. Jakakolwiek krytyka partii jest zbrodnią! Ci ludzie odbierają nam wolność słowa! - irytował się w rozmowie z "Rz" działacz BNP Phil Edwards. Innych krytyków pomysłu karania za "obrazę islamu" oburza nierówne traktowanie wiary w Allaha i chrześcijaństwa. W Europie Zachodniej wyznawcy Chrystusa mogą być bezkarnie wyszydzani i krytykowani. Ta sama lewica, która jak lew broni praw muzułmanów, nie ma nic przeciwko temu. Brytyjski populista Nick Griffin nie jest jedynym Europejczykiem, który miał kłopoty z powodu "obrazy islamu". Zmarłą niedawno znaną włoską dziennikarkę Orianę Fallaci również chciano postawić przed sądem. Oskarżono ją o to, że w jednej ze swoich książek, "Siła rozumu", 18 razy obraziła wyznawców Allaha. Proces wytoczył jej przewodniczący Związku Włoskich Muzułmanów Adel Smith. Człowiek, który powiedział, że krucyfiks jest "kawałkiem drewna z przygwożdżoną podobizną zwłok", Kościół katolicki nazwał organizacją przestępczą, a Jana Pawła II wezwał, żeby "przeszedł na islam, zanim Allah wezwie go do siebie". O tym, że nie wolno krytykować proroka, przekonał się także Benedykt XVI. Wystarczyło, żeby podczas wykładu teologicznego w Ratyzbonie zacytował nieprzychylną wyznawcom Allaha wypowiedź, a tysiące muzułmańskich radykałów na całym świecie oszalało z wściekłości. Muzułmanie podkreślają, że ich szczególna wrażliwość na krytykę wypływa z obaw, że mogą stać się ofiarami rasizmu (w przypadku muzułmanów mieszkających w Europie) albo zachodniego imperializmu (w przypadku muzułmanów mieszkających w swoich macierzystych państwach). Przywódca polskich wyznawców Allaha mufti Tomasz Miśkiewicz podkreśla, że w Polsce, oprócz opublikowania przez "Rz" osławionych karykatur Mahometa, nie spotkał się z przypadkami obrażania islamu. Zdaniem Miśkiewicza krytyka poszczególnych duchownych i wyznawców jest dopuszczalna, nie wolno jednak atakować religii, jej symboliki i świętych ksiąg. - Dotyczy to nie tylko islamu, ale również chrześcijaństwa i wszystkich innych wyznań - podkreślił w rozmowie z "Rz".
Konferencja odbywała się w dniach od 13 do 15 listopada w Watykanie.
Minister obrony zatwierdził pobór do wojska 7 tys. ortodoksyjnych żydów.
Zmiany w przepisach ruchu drogowego skuteczniej zwalczą piratów.
Europoseł zauważył, że znalazł się w sytuacji "dziwacznej". Bo...