Co najmniej 77 osób zginęło, a ok. 140 zostało rannych w wyniku wykolejenia się w środę wieczorem pociągu pasażerskiego pod Santiago de Compostela, w północno-zachodniej Hiszpanii. Według mediów pociąg znacznie przekroczył dopuszczalną na tym odcinku prędkość.
Co najmniej 77 osób zginęło, a ok. 140 zostało rannych w wyniku wykolejenia się w środę wieczorem pociągu pasażerskiego pod Santiago de Compostela, w północno-zachodniej Hiszpanii. Według mediów pociąg znacznie przekroczył dopuszczalną na tym odcinku prędkość.
Jak poinformowały władze regionu Galicia 73 osoby zginęły na miejscu, a cztery zmarły w szpitalu. Bilans jest w dalszym ciągu prowizoryczny. Do wypadku doszło o godz. 20.42, około czterech kilometrów od stacji Santiago de Compostela.
Szef regionalnego rządu Alberto Nunez Feijoo mówił, że sytuacja na miejscu wypadku była "szokująca"; sceny były dantejskie - powiedział w wywiadzie radiowym.
Hiszpański dziennik "El Pais" podał, że maszynista, który odniósł lekkie obrażenia, natychmiast po katastrofie przyznał, że pociąg jechał 190 km/h na zakręcie, gdzie obowiązywało ograniczenie do 80 km/h.
Według "El Mundo" obaj maszyniści wyszli cało z katastrofy. Gazeta podała, powołując się na przedstawiciela lokalnych władz, że pociąg jechał 220 km/h, ale informatorzy w hiszpańskich kolejach twierdzą, że było to 180 km/h.
Pociąg jechał z Madrytu do El Ferrol nad Oceanem Atlantyckim. Hiszpańskie przedsiębiorstwo kolejowe RENFE podało, że składającym się z ośmiu wagonów i dwóch lokomotyw pociągiem podróżowało 247 ludzi. Koleje potwierdziły doniesienia mediów, że pociąg miał pięć minut opóźnienia.
Rzecznik ambasady RP w Madrycie Maciej Bernatowicz powiedział PAP w nocy ze środy na czwartek, że na razie nie ma doniesień o polskich ofiarach, ale nie można tego wykluczyć, gdyż hiszpańska policja nie podaje tożsamości ofiar. "Ale dobre informacje są takie, że konsulat nie otrzymuje żadnych telefonów ze szpitali" - powiedział Bernatowicz.
Według źródeł rządowych raczej można wykluczyć hipotezę, by u źródeł wypadku stał akt terroru lub sabotaż.
"El Mundo" pisze, że to pierwszy w Hiszpanii wypadek, do którego doszło na torach przystosowanych do szybkich kolei. Torowisko przeszło remont, aby dostosować je do wymagań tych kolei, ale system sygnalizacji nie został przystosowany - twierdzi gazeta.
Cytuje też inżyniera z hiszpańskiego przedsiębiorstwa zajmującego się infrastrukturą kolejową, ADIF. Przyznał on, że nie zna dokładnych okoliczności wypadku, ale wyjaśniał w środę, że jest mało prawdopodobne, by pociąg wykoleił się tylko z powodu dużej prędkości i jego zdaniem musiały istnieć jeszcze jakieś inne przyczyny.
Do wypadku doszło w przeddzień uroczystości św. Jakuba, kiedy to ulice miasta Santiago de Compostela, znanego ośrodka kultu tego męczennika, wypełniają turyści z całego świata. Urząd ds. turystyki tego miasta poinformował, że z powodu żałoby odwołano wszelkie obchody.
Lokalne media nazywają bohaterami mieszkańców sąsiednich okolic, którzy ruszyli z pomocą poszkodowanym w katastrofie. Także maszyniści pomagali ofiarom; jeden z nich bezpośrednio po katastrofie przez telefon powtarzał: "Wykoleiłem pociąg; co robić? co robić?".
Mieszkająca w pobliżu 62-letnia Maria Teresa Ramos mówi, że słyszała potężny huk. "To była katastrofa. Ludzie krzyczeli. Wszyscy szukali koców i innych okryć, aby pomóc rannym. Nikt nigdy nie widział niczego podobnego" - opowiadała. Niektórzy własnymi samochodami przewozili rannych do szpitali. Hotele oferują za darmo pokoje rodzinom poszkodowanych.
Urodzony w Santiago de Compostela premier Hiszpanii Mariano Rajoy w czwartek odwiedzi miejsce katastrofy. "W obliczu takiej tragedii w przeddzień tego wielkiego dnia (św. Jakuba) mogę tylko wyrazić najgłębsze współczucie jako Hiszpan i mieszkaniec Galicii" - powiedział Rajoy.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.