Unia Europejska, by skutecznie promować wartości powszechne, musi wyraźnie uznać trwałą naturę ludzką - źródło praw wspólnych wszystkim ludziom. Należy zachować prawo do sprzeciwu sumienia, kiedykolwiek naruszane są podstawowe prawa człowieka - powiedział Benedykt XVI do uczestników kongresu „Wartości i perspektywy dla Europy jutra".
Od marca 1957 roku kontynent ten przebył długą drogę, która doprowadziła do pojednania dwóch "płuc" - Wschodu i Zachodu - związanych wspólną historią, ale w sposób arbitralny podzielonych kurtyną niesprawiedliwości. Integracja gospodarcza pobudzała tę politykę i sprzyjała dokonującym się jeszcze z trudem poszukiwaniom struktury instytucjonalnej, adekwatnej dla Unii Europejskiej, która liczy już 27 krajów i dąży do odgrywania w świecie roli uczestnika na skalę globalną. W ciągu tych lat coraz wyraźniejsza stawała się potrzeba ustanowienia zdrowej równowagi między wymiarem gospodarczym i wymiarem społecznym, na drodze polityki zdolnej do wytwarzania bogactwa i zwiększania konkurencji, nie zaniedbując jednakże słusznych oczekiwań ubogich i zepchniętych na margines. Z demograficznego punktu widzenia, należy niestety stwierdzić, że Europa wydaje się podążać drogą, która mogłaby ją doprowadzić do pożegnania się z historią. To właśnie, obok zagrożenia dla wzrostu gospodarczego, może przyczynić się do ogromnych trudności w spójności społecznej, a nade wszystko sprzyjać niebezpiecznemu indywidualizmowi, nieliczącemu się z konsekwencjami na przyszłość. Można by niemal pomyśleć, że kontynent europejski w istocie zdaje się tracić ufność we własną przyszłość. Oprócz tego, jeśli chodzi na przykład o poszanowanie środowiska lub uregulowany dostęp do zasobów oraz inwestycji energetycznych, z trudem przebiega zachęcanie do solidarności, nie tylko w skali międzynarodowej, ale nawet wyłącznie krajowej. Okazuje się, że nie wszyscy podzielają ideę samego procesu zjednoczenia europejskiego, powszechne jest bowiem wrażenie, że rozmaite "rozdziały" projektu europejskiego napisane zostały bez właściwego liczenia się z oczekiwaniami obywateli. Z tego wszystkiego jasno wynika, że nie można myśleć o budowie autentycznego "wspólnego domu" europejskiego, zaniedbując właściwą tożsamość narodów naszego kontynentu. Chodzi bowiem bardziej jeszcze o tożsamość historyczną, kulturową i moralną aniżeli geograficzną, gospodarczą czy polityczną; tożsamość, na którą składa się całość wartości uniwersalnych, do których ukształtowania przyczyniło się chrześcijaństwo, odgrywając tym samym w stosunku do Europy rolę nie tylko historyczną, ale i konstytutywną. Wartości te, stanowiące duszę kontynentu, muszą pozostać w Europie trzeciego tysiąclecia jako "zaczyn" cywilizacji. Jeśliby bowiem miało ich zabraknąć, jak mógłby "stary" kontynent odgrywać nadal rolę "zaczynu" dla całego świata? Jeżeli przy okazji pięćdziesięciolecia Traktatów Rzymskich rządy Unii pragną "zbliżyć się" do swych obywateli, jak mogłyby wykluczyć tak zasadniczy element tożsamości, jakim jest chrześcijaństwo, z którym utożsamia się nadal szeroka większość? Czyż nie może budzić zaskoczenia fakt, że dzisiejsza Europa, w momencie, gdy ma ambicję stać się wspólnotą wartości, zdaje się coraz częściej negować istnienie wartości uniwersalnych i absolutnych? Czyż ta wyjątkowa forma "wyparcia się" samej siebie bardziej jeszcze aniżeli Boga, nie każe jej powątpiewać w swoją własną tożsamość? W rezultacie tego szerzy się przekonanie, że "rozwaga dóbr" jest jedyną drogą, prowadzącą do moralnego rozeznania, a dobro wspólne jest synonimem kompromisu. W rzeczywistości o ile kompromis może stanowić uzasadnione zrównoważenie odmiennych interesów partykularnych, o tyle przekształca się on we wspólne zło, ilekroć prowadzi do układów szkodzących naturze człowieka.
Według FSB brał on udział w zorganizowaniu wybuchu na stacji dystrybucji gazu.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
W Monrowii wylądowali uzbrojeni komandosi z Gwinei, żądając wydania zbiega.