Zróbmy wśród pielgrzymów dobrowolną zrzutkę. Na wyjazd częstochowskich radnych do Lourdes. Z prezydentem miasta na czele.
Temat wraca od lat. Rzesze pielgrzymów spędzają sen z powiek częstochowskich rajców. Wiadomo zaś co rodzi się w głowie niewyspanej. Czasem myśli głupie, czasem wręcz koszmary. Nie zawsze skutkujące mądrymi decyzjami czy propozycjami. Przyczyną owych koszmarnych myśli są oczywiście kieszenie pielgrzymów i zgromadzone w nich zaskórniaki, na które z zazdrością spoglądają włodarze miasta. Bo nie zostają tam, gdzie zostać powinny, czyli w miejskiej kasie. Stąd zaprzeszły pomysł wprowadzenia podatku. Skoro zaś nie wypalił pojawiła się myśl godna desperata. Dość życia w cieniu Jasnej Góry.
Spójrzmy jak to wygląda gdzie indziej. Na przykład w miejscowościach wypoczynkowych. Pamiętam Zakopane końca lat siedemdziesiątych i początku osiemdziesiątych. Bilet na Morskie Oko kupowało się z kilkudniowym wyprzedzeniem w kasie Orbisu. O wejściu na Świstówkę, Szpiglasową Przełęcz nie było mowy. O Rysach nie wspomnę. Czasu starczało na Czarny Staw. I to z wywieszonym językiem. Z zaopatrzeniem nie było lepiej. Pojawienie się prywatnego transportu, handlu i usług ożywiły miasto, do którego kasy zaczęły napływać pieniądze. Nie tylko zresztą do kasy Zakopanego. Jeśli dziś cokolwiek spędza sen z powiek tamtejszych rajców, to nie cień Giewontu, ale konkurencja po słowackiej stronie. Nikomu jednak nie przychodzi do głowy, by do Giewontu czy Gubałówki odwrócić się plecami.
Częstochowa na pielgrzymach od lat nie potrafiła zarabiać. Zawsze brakowało jej taniej bazy noclegowej, sieci restauracji i przyjaznej dla pielgrzymów komunikacji. Paulinom monopolu zarzucić nie można, bo ich zaplecze w postaci domu pielgrzyma i sieci Claromontana jest w stanie obsłużyć zaledwie kilka procent przybywających. Dlatego zdziwienie, że pielgrzymi po przybyciu na Jasną Górę nawiedzają kaplicę, uczestniczą w Eucharystii, a potem wsiadają w podstawione specjalnie dla nich pociągi i autobusy, jest zupełnie niezrozumiałe. Jak niezrozumiałe są pojawiające się co jakiś czas pomysły, by pielgrzymom życie zatruć. Miasto nie robi nic, by ich zatrzymać.
Na Jasną Górę z reguły chodziłem w pielgrzymkach wracających pieszo. Stąd miałem więcej czasu nie tylko na modlitwę, ale i na spotkania ze znajomymi i przyjaciółmi. Wielokrotnie próbowaliśmy umawiać się w jakimś miejscu na pogawędkę przy kawie i z reguły to się nie udawało. Bo trudno było takie miejsce znaleźć. Tych kilka ogródków w Alejach Najświętszej Maryi Panny naprawdę jest kiepską propozycją.
Przy wjazdach do Częstochowy ustawiono kiedyś tablice. Lourdes – miasto partnerskie. Mam propozycję. Zróbmy wśród pielgrzymów dobrowolną zrzutkę. Na wyjazd częstochowskich radnych do Lourdes. Z prezydentem miasta na czele. Niech jadą i zobaczą jak zarabia się na pielgrzymach. Jak dzięki ich obecności bogaci się miasto i okolica. Jak szybko po ostatniej powodzi działały służby miejskie, by równie szybko mogli wrócić do miasta pielgrzymi. Bo z nimi wróciły pieniądze.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.