Nie jest prawdą, że mikrofilm z dokumentami dotyczącymi ks. abp. Stanisława Wielgusa znajdował się w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, ponieważ przechowywany był w zbiorach zastrzeżonych Agencji Wywiadu - napisał Nasz Dziennik.
Nie jest prawdą również wysuwany pod adresem ks. abp. Stanisława Wielgusa zarzut, jakoby przed rozpoczęciem prac Kościelnej Komisji Historycznej nie ustosunkował się on do materiałów na swój temat, zgromadzonych w Instytucie Pamięci Narodowej. Nowy metropolita warszawski był "przesłuchiwany" w grudniu ubiegłego roku przez jednego z pracowników IPN. Rozmowę z ks. abp. Stanisławem Wielgusem przeprowadził 29 grudnia 2006 r. w Płocku dyrektor Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej Jan Żaryn. Zgodę na rozmowę wydał prezes IPN Janusz Kurtyka. Przyjeżdżając na rozmowę, Jan Żaryn dokładnie znał zawartość teczki przypisanej nowemu metropolicie warszawskiemu. Dyrektor BEP IPN nie przedstawił księdzu arcybiskupowi dokumentów, jednak poinformował go o jej zawartości. Właśnie tej zawartości dotyczyły pytania pana Żaryna zadawane podczas rozmowy. 4 stycznia bieżącego roku zapis rozmowy, "przeprowadzonej na potrzeby IPN" - jak wynika z dokumentów - Jan Żaryn przekazał redaktorowi naczelnemu Katolickiej Agencji Informacyjnej. Następnego dnia Marcin Przeciszewski wysłał je ks. abp. Stanisławowi Wielgusowi z prośbą o autoryzację. Tekst wywiadu miał zostać opublikowany w ramach serwisu Katolickiej Agencji Informacyjnej. Dlaczego wywiad przeprowadzony przez Jana Żaryna nigdy się nie ukazał? Andrzej Arseniuk, rzecznik Instytutu Pamięci Narodowej, tłumaczy, że "dr Jan Żaryn wyraził zgodę, aby warunkiem ujawnienia faktu i treści rozmowy była autoryzacja relacji przez księdza arcybiskupa". Dlaczego jednak zapis rozmowy wysłano księdzu arcybiskupowi do autoryzacji dopiero po tygodniu? Jan Żaryn tłumaczy to niemożnością nawiązania kontaktu z ks. abp. Stanisławem Wielgusem. Trudno w to uwierzyć, zważywszy na fakt, że problemów z owym kontaktem nie mieli nawet dziennikarze "Gazety Wyborczej". Bez żadnych problemów również kontaktowali się z nowym metropolitą warszawskim dziennikarze Katolickiej Agencji Informacyjnej. Jakby tego było mało, warto przypomnieć, że był on ogólnie dostępny 31 stycznia, kiedy odprawiał Mszę św. w płockiej katedrze. Dlaczego zapis rozmowy został wysłany księdzu arcybiskupowi do autoryzacji dopiero po bezpodstawnym oświadczeniu rzecznika praw obywatelskich, mającym potwierdzić rzekomą współpracę ks. Wielgusa z SB? Nie ulega bowiem wątpliwości, że treść owego wywiadu umożliwiłaby opinii publicznej nieco inne spojrzenie na sprawę niż to, które w owych dniach prezentowały środki przekazu i samozwańcza "komisja" rzecznika praw obywatelskich. W kontekście powyższych stwierdzeń warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Otóż informację o tym, że w zasobach Instytutu Pamięci Narodowej znajdują się materiały dotyczące osoby ks. Wielgusa, IPN pierwszy raz publicznie potwierdził dopiero 29 grudnia ub.r., a więc dopiero osiem dni po publikacji "Gazety Polskiej". Również rzecznik praw obywatelskich na skierowane 21 grudnia ub.r. przez grupę senatorów RP pismo w sprawie ks. abp. Stanisława Wielgusa odpowiedział dopiero 29 grudnia. Dlaczego obie instytucje nie zareagowały natychmiast, skoro sprawa, jak twierdzono, wymagała "natychmiastowej reakcji"?
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.