Wbrew rozpowszechnianym w mediach twierdzeniom nie istniała żadna "komisja" rzecznika praw obywatelskich powołana do zbadania w IPN dokumentów dotyczących ks. Stanisława Wielgusa - napisał Nasz Dziennik.
Po drugie, owa grupa, która pomagała rzecznikowi w tej sprawie, nie przeprowadzała żadnych badań, lecz jedynie przejrzała dokumenty znajdujące się w teczce ks. Wielgusa. Mówił o tym w styczniu na łamach "Gazety Wyborczej" ks. Tomasz Węcławski, który przyznał: "My jednak nie mieliśmy dokonać oceny tych dokumentów. Poproszono nas jedynie o ich przejrzenie i przekazanie rzecznikowi opinii o ich zawartości, tak żeby mógł on podjąć decyzję, jak ma postąpić". Po trzecie, tylko na podstawie dokumentów stworzonych przez Służbę Bezpieczeństwa - zwłaszcza gdy się je tylko przejrzy - nie można stwierdzić, że dany człowiek spełnia warunki sformułowane przez Trybunał Konstytucyjny konieczne do tego, by uznać go za tajnego współpracownika. Zwracał na to uwagę sam prof. Andrzej Paczkowski na łamach czasopisma "Pamięć i Sprawiedliwość" w 2003 roku. Odnosząc się do zawartości teczek sporządzonych przez funkcjonariuszy służb specjalnych PRL, stwierdził on: "Od dawna jest wiadome - co nie znaczy, że zawsze i przez wszystkich przestrzegane - że do materiałów wytwarzanych i gromadzonych przez tego typu instytucje z kilku ważnych powodów należy podchodzić ze zdwojoną ostrożnością. ( ) Badacz, który z nich korzysta, postąpi nieopatrznie, jeśli przy opisie danej osoby oprze się tylko na nich". W jednym z wywiadów, który ukazał się w Biuletynie Instytutu Pamięci Narodowej, prof. Andrzej Chojnowski, kierujący Zakładem Historii XX wieku w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, mówiąc o dokumentach wyprodukowanych przez służby specjalne, stwierdził: "My doskonale wiemy, że te dokumenty trzeba weryfikować, poddawać procedurze krytyki źródeł. Jeśli nawet te materiały policyjne mają swoją własną specyfikę, to aż tak bardzo nie odbiega ona od innych źródeł, z którymi mamy do czynienia, żebyśmy zapomnieli o elementarnych zasadach naszego zawodu". Dobrze wiedział o tym również prof. Paczkowski, który jest historykiem. Dlaczego w przypadku "badań" nad teczką przypisaną ks. abp. Wielgusowi świadomie zrezygnował z metod historycznych? Nie ulega wątpliwości, że tylko rzetelna weryfikacja dokumentów zawartych w teczce ks. abp. Wielgusa umożliwiłaby poznanie, na ile sporządzone przez funkcjonariuszy wywiadu notatki ukazują obiektywnie sytuacje w nich przedstawione. Tymczasem "zespół" powołany przez rzecznika praw obywatelskich przed wydaniem swojego "werdyktu" nawet nie podjął próby takiej weryfikacji. Nie można więc uznać "komisji" rzecznika praw obywatelskich, jak do dziś się ją niesłusznie określa, jako jakiekolwiek obiektywnego źródła informacji o sprawie. Takie postępowanie również prof. Andrzeja Paczkowskiego dyskwalifikuje jako rzetelnego historyka.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.