Holender irańskiego pochodzenia założył wczoraj w Amsterdamie Komitet byłych Muzułmanów, które chce walczyć o uznanie dla osób odstępujących od wiary. Wielu współwyznawców ma go jednak za zwykłego zdrajcę - napisała Gazeta Wyborcza.
Pomagamy ludziom, którzy chcą zmienić religię, ale nie mogą wyrwać się z kurczowego uścisku rodzin i społeczeństwa - tłumaczy Ehsan Jami, 22-letni działacz holenderskiej Partii Pracy (PvdA). Założony przez niego we wtorek Komitet byłych Muzułmanów to kolejny taki klub islamskich apostatów w Europie - podobne działają w Niemczech, Wielkiej Brytanii, krajach skandynawskich. - Chcemy przełamać pewne tabu, jakim jest wyrzeczenie się islamu - mówi Maryam Namazie, szefowa bliźniaczej Brytyjskiej Rady byłych Muzułmanów, która przyjechała do Amsterdamu na uroczystość powołania nowej organizacji. Jami chce do niej przyciągnąć nie tylko liberalnych imigrantów z krajów muzułmańskich, którym religia zaczęła ciążyć, ale i ludzi wykluczonych: muzułmanów homoseksualistów czy muzułmańskie kobiety nie godzące się na tradycyjne podporządkowanie woli mężów. Datę inauguracji - w szóstą rocznicę zamachów 11 września - Jami wybrał nie bez przyczyny. On sam 11 września 2001 r. zaczął czytać Koran. Po uważnej lekturze zdecydował, że nauka proroka Mahometa mu nie odpowiada. W życiu mało religijnego, ale jednak muzułmanina, była to brzemienna w skutki decyzja. W świecie islamu apostazja to coś więcej niż odstępstwo od wiary. To społeczne wykluczenie, a według niektórych radykalnych interpretacji zdrada, która powinna być karana śmiercią. Jami o porzuceniu religii nosił się od dawna. Wychował się w Iranie w rodzinie inteligenckiej i jako syn lekarza był zwolniony ze studiów koranicznych. Jego matka przeszła na chrześcijaństwo, a ojciec nie był zbyt gorliwym muzułmaninem. W 1994 r. rodzina Jamich wyemigrowała do Holandii. Ojciec, który naraził się ajatollahom, dostał azyl polityczny, a syn - szansę na nowe życie w wielokulturowym, otwartym społeczeństwie. Po studiach biznesowych Jami w 2003 r. wstąpił do lewicowej PvdA, która dziś współrządzi Holandią. W wyborach lokalnych 2006 r. został wybrany na radnego w swym rodzinnym okręgu Leidschedam - Voorburg. Tak naprawdę młody polityk stał się znany w zeszłym miesiącu, kiedy media nagłośniły sprawę jego pobicia. 4 sierpnia wieczorem został napadnięty na parkingu centrum handlowego w Voorburgu przez trzech napastników - dwóch Marokańczyków i Somalijczyka. Powalili go na ziemię i skopali, wyzywając od pedałów i zdrajców. Ponieważ był to już trzeci atak na radnego, rząd zdecydował o przyznaniu mu policyjnej obstawy. Ze względów bezpieczeństwa o miejscu zamieszkania Ehsana wie dziś w Holandii niewiele osób. Jami jest znienawidzony przez islamskich radykałów. W kilku wywiadach porównał proroka Mahometa do Osamy ben Ladena, a islam określił mianem zacofanej religii. Muzułmanie, nawet ci uznawani za liberalnych - jak Zeki Arslan z popierającego wielokulturowość centrum Forum - odmówili mu wsparcia. - Nie popieram człowieka, który obrażał Mahometa - podkreśla Arslan. Również muzułmański główny nurt w Holandii nastawiony jest do niego nieprzychylnie. Według przeprowadzonego naprędce przez telewizję NOVA sondażu wśród holenderskich wyznawców islamu wynika, że 66 proc. z nich uważa, że komitet apostatów jest niepotrzebny - 38 proc. postrzega odejście od islamu jako zło, a 6 proc. nie ma nic przeciw przemocy wobec tych, co wyrzekną się proroka. Jami nie traci jednak zapału, choć holenderskie partie polityczne z Partią Pracy włącznie wahają się, czy udzielić bezwarunkowego poparcia jego organizacji. Boją się reakcji imigrantów z krajów islamskich - w 17-mln Holandii żyje około miliona muzułmanów.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.