Syryjskie miasteczko Maalula nadal pozostaje w ich rękach. Groźnie jest także na filipińskiej wyspie Mindanao.
Keith Bacongco / CC 2.0
Dżihadysta
Radykalny islamski bojownik
Trwa dramat mieszkańców syryjskiego miasteczka Maalula. Jest ono symbolem chrześcijańskiego dziedzictwa Syrii. Chrześcijanie żyli tam od zawsze i do dziś posługują się językiem aramejskim, którego używał również Chrystus. Przed tygodniem miejscowość została opanowana przez rebeliantów różnych frakcji. Bardziej umiarkowani zobowiązali się ją opuścić. Tymczasem islamiści z Frontu Al-Nosra wciąż okupują niektóre dzielnice. Potwierdzają to zarówno siły rządowe, które starają się odbić miasteczko, jak i przełożona prawosławnego klasztoru Mar Taqla.
Chrześcijanie, którzy zbiegli z Maaluli, opisują tymczasem dramatyczne sceny, do których dochodziło tam w tych dniach. Islamiści masakrowali chrześcijan i pod groźbą śmierci kazali im wyrzec się wiary w Chrystusa. Zdaniem Adnane Nasrallaha, chrześcijańskiego hotelarza, z którym rozmawiali reporterzy agencji AFP, najbardziej dramatyczną konsekwencją ataku rebeliantów jest jednak naruszenie tolerancji, jaka zawsze panowała w Maaluli. Muzułmańscy sąsiedzi sekundowali bowiem pogromom chrześcijan i z radością przyjmowali rebeliantów. „Okazało się, że nasza przyjaźń jest bardzo powierzchowna” – powiedział Nasrallah.
***
Rośnie także niepokój o misjonarzy pracujących na filipińskiej wyspie Mindanao, a dokładnie na półwyspie Zamboanga. Separatyści z Narodowego Frontu Wyzwolenia Moro z nową siłą zaatakowali wojska rządowe, domagając się od filipińskich władz utworzenia w tym regionie niepodległego państwa islamskiego. Pracujący w Zamboanga o. Giulio Mariani wskazuje, że księża, zakonnice, jak i misjonarze świeccy są w tym momencie zagrożeni. Policja zaleca ogromną ostrożność, deklarując zarazem, że nie jest w stanie zapewnić im bezpieczeństwa.
„Rebelianci są w mieście. Wszystko jest pozamykane: apteki, szkoły, biura, sklepy. To znacznie utrudnia codzienne życie, szczególnie że w mieście schroniło się ponad 7 tys. uchodźców z całej okolicy. Obowiązuje godzina policyjna. Od 20:00 do 5:00 nie można wychodzić z domów – mówi włoski misjonarz. - W rękach rebeliantów jest co najmniej 200 osób. Strach rośnie tym bardziej, że mówi się, iż porwani wykorzystywani są jako żywe tarcze w walce z siłami rządowymi. Rebelianci domagają się nie autonomii, ale niepodległości. W porozumieniu pokojowym rząd deklaruje wolę utworzenia autonomicznego regionu muzułmańskiego Bangsamoro, im to jednak nie wystarcza. Chcą niepodległego państwa. Stąd też teraz próbowali dostać się do ratusza, by w miejsce filipińskiej flagi zatknąć swoją i tym samym ogłosić Zamboangę stolicą niezależnego państwa”.
Dziś rano w kościołach na Mindanao zostały odprawione Msze św. o pokój. Działania separatystów z Narodowego Frontu Wyzwolenia Moro kosztowały dotąd życie 120 tys. ludzi.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.
Nie zapadła jeszcze decyzja dotycząca niedzielnej modlitwy Anioł Pański.