Kościół światowy żyje innymi problemami, u nas tymczasem ciągle dyskutuje się o tym, czy jakiś biskup donosił, czy nie; czy utrzymywał stosunki homoseksualne z klerykami, czy nie... A to są przecież wszystko plewy - mówi w wywiadzie dla Życia Warszawy religioznawca prof. Zbigniewem Mikołejko.
- Jak ocenia Pan decyzję profesora Węcławskiego? - Formalna apostazja jest czymś wyjątkowym i heroicznym. W tym przypadku dodatkowo wynika z głębokiego przeżycia wiary i namysłu teologicznego. Na decyzję Węcławskiego musiały też wpłynąć sprawy Paetza i Wiegusa, ukazujące rozmycie zasad moralności w Kościele, próby zamiatania różnych spraw pod dywan, solidaryzm hierarchii. Bocheński powiedział kiedyś takie zdanie: kardynałowie jako przyjaciele są bezużyteczni, jako wrogowie – straszni. Węcławski musiał tego doświadczyć. Widzieliśmy przecież, jak poznańska kuria metropolitarna strofowała „Tygodnik Powszechny”, który starał się odsłonić wewnętrzną i teologiczną drogę poza Kościół byłego już księdza Tomasza Wecławskiego. - Na czym polega odmienność jego wizji od katolickiej ortodoksji? - Jego stanowisko jest – jak na Polskę – bardzo radykalne. Oto w latach 40. I wieku, czyli kilkanaście lat po śmierci Jezusa, dochodzi do zniekształcenia jego nauczania. Dla Węcławskiego Jezus jest tym, który we wnętrzu judaizmu próbował przybliżyć człowieka Bogu, a Boga człowiekowi. Ten „ruch jezusowy”, jak mówi Węcławski, zostaje jednak potem przekształcony w nowy kult. Jego centrum nie jest już Bóg bliski człowiekowi, ale Chrystus siedzący po prawicy Boga. Dlaczego chrześcijaństwo dokonało tego zniekształcenia nauczania Jezusa? Węcławski wskazuje pewien istotny motyw psychologiczny. Otóż w oczach uczniów Jezusa, członków tej charyzmatycznej, luźnej wspólnoty, Jezus ponosi klęskę – umiera na krzyżu. Żeby wydobyć się z tej rzekomej klęski, jak powiada Węcławski, czyni się Jezusa Mesjaszem, bóstwem. W psychologii nazywa się to przezwyciężeniem dysonansu poznawczego. Świadectwo o spotkaniu na drodze w Emaus jest tu bardzo wymowne. To świadectwo rozstania się z tym pierwszym Jezusem na rzecz tego drugiego – Chrystusa, Mesjasza. - Słychać jednak również głosy, że do apostazji pchnął teologa związek z kobietą. - Puszczanie w obieg takich pogłosek jest umniejszaniem tego, co się stało. Istotny jest tu przecież autentyczny wybór drogi duchowej. Sprawy Obirka, Bartosia, a teraz Węcławskiego wskazują na pewien kłopot polskiego Kościoła, dla którego zbyt ważne jest istnienie w wymiarze politycznym i społecznym w stosunku do wymiaru duchowego. Kościół światowy żyje innymi problemami, u nas tymczasem ciągle dyskutuje się o tym, czy jakiś biskup donosił, czy nie; czy utrzymywał stosunki homoseksualne z klerykami, czy nie... A to są przecież wszystko plewy. Brakuje debaty na temat nowego pojmowania zła, dobra, istoty Boga. - Czy takie medialne apostazje mogą wstrząsnąć hierarchią i coś zmienić? - Wydaje mi się, że Kościół powinien wreszcie odejść od feudalnego i zarazem proboszczowskiego modelu sprawowania władzy. Węcławski mówił, że Kościół w Czechach cechuje prostsza relacja pomiędzy biskupami a wiernymi. Wiatr historii zdmuchnął tam wiele oznak hierarchiczności. A w Polsce? Jeśli ktoś sprawuje władzę nad wielkim Kościołem tak jak nad wiejską parafią, to nie prowadzi to do niczego dobrego. Potrzebny jest większy udział ludzi świeckich, większa otwartość na debaty intelektualne i taki sposób rekrutacji hierarchii, aby pojawiło się tam paru intelektualistów będących w stanie sprostać wyzwaniom duchowym naszych czasów. Szukanie odstępstw w książce Węcławskiego „Chrystus naszej wiary”, będącej od dwudziestu lat podręcznikiem, nie wydaje się właściwą drogą.
Zaapelował też, aby pozostali wierni tradycji polskiego oręża.
"Śmiało można powiedzieć, że pielgrzymujemy. My przedstawiciele władz państwowych (...)".
W kraju w siłę rosną inne, zwaśnione z nimi grupy ekstremistów.
"Nieumyślne narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu"
Tylko czerwcu i lipcu strażacy z tego powodu interweniowali ponad 800 razy.