Śmierć to największa próba miłości

Komentarzy: 1

Nasz Dziennik/a.

publikacja 02.03.2008 16:15

Jako chrześcijanie idziemy jeszcze dalej. Uznajemy śmierć za największą próbę miłości - powiedział w rozmowie z Naszym Dziennikiem kard. Javier Lozano Barragán, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia.

- Jest takie błogosławieństwo w modlitwie brewiarzowej na zakończenie dnia: "Noc spokojną i śmierć szczęśliwą niech nam da Bóg wszechmogący...". Dziś, gdy śmierć jest wręcz tematem tabu, w epoce tanatofobii, jak człowiek ma przyjąć to błogosławieństwo? - Bez wiary nic nie jest ważne, nic nie ma znaczenia. Bez wiary wszystko jest frustracją. Życie jest tylko tchnieniem, które szybko przemija. Już w Piśmie Świętym mówi się, że siwe włosy są próżnością. Więc nawet jeśli medycyna szuka wszelkich możliwych środków i sposobów, żeby jak najbardziej wydłużyć życie, to i tak wszystko kończy się śmiercią. Śmierć przychodzi nieubłaganie. Dlatego bez wiary bardzo logicznie nasuwa się myśl o eutanazji - żeby nie przedłużać cierpienia. Bez wiary są dwie alternatywy: albo totalny pesymizm, egzystencjalizm, jak np. w filozofii Heideggera czy w nurtach filozoficznych, które legły u podstaw ruchów alternatywnych po roku 1968, albo zwrot ku hedonizmowi czy epikureizmowi wyznającym zasadę "carpe diem". Na przykład - jak głosi Wilhelm Reich - ciesz się życiem, na ile tylko możesz, nie myśl o przyszłości, o przyszłym życiu, korzystaj z przyjemności. Niech będzie tylko przyjemność, bez obowiązków, niech będzie tylko to, co doraźne, przyjemne, bez odniesienia do śmierci, do ostatnich dni, do wartości transcendentnych. Ale ponieważ śmierci nie można pominąć, rozumowanie w stylu "lepiej o niej nie myśleć" jest po prostu głupie. Wszystkie religie stawiają pytanie o śmierć. Weźmy choćby buddyzm. Jednak odpowiedź buddystów jest pół filozoficzna, pół religijna. Znajdują oni rozwiązanie w panteizmie, w nirwanie. Wszystkie religie czy raczej filozofie wschodnie mówią o jakimś wiecznym cyklu narodzin i śmierci, o reinkarnacji. Dlatego nie trzeba przejmować się śmiercią, bo życie - chociaż w różnej formie - jest zawsze. "Nawet jeśli coś ci się w życiu nie powiodło i było ono nieszczęśliwe, to i tak potem będziesz żył, najwyżej jako roślinka, i dalej będziesz rósł w tej hierarchii bytów, będziesz zwierzątkiem - ale zawsze życie jest". Ta myśl o wiecznym życiu towarzyszy ludzkości od początku - symbolizuje ją okrąg w kształcie węża, który odgryza sobie ogon. Wiecznie ewoluujące cykle to również podstawowe założenie filozofii Pitagorasa. - A pytanie o śmierć w ujęciu chrześcijańskim? - Myśl chrześcijańska jest inna. Owszem, mówimy o cyklach liturgicznych, one się powtarzają, ale w tym wypadku jest to myśl linearna - coś się kończy, a potem otwiera się w innej perspektywie i to wszystko zostaje zwieńczone ostatecznym zakończeniem życia ziemskiego, które jest początkiem życia wiecznego w Bogu. Tu właśnie jest zasadnicza różnica pomiędzy chrześcijaństwem i innymi religiami. Chrześcijaństwo mówi nam: jedynym rozwiązaniem jest żyć, zawsze żyć - co jest samo w sobie absurdalne. Można to zrozumieć tylko w świetle prawdy o zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. Dlatego my twierdzimy, że jedyną prawdziwą religią jest chrześcijaństwo, nie inne religie. Nie oznacza to naszej wyższości ani odrzucenia innych religii, my po prostu otwieramy się na pełnię prawdy. Co mamy wybrać: śmierć czy życie? Jeśli wybieramy życie, to dlatego, że jedynie taki wybór ma sens. Wszystkie religie mówią o pragnieniu życia. Ale jedną sprawą jest pragnąć, a drugą żyć. Dla nas liczy się rzeczywistość, nie jakieś abstrakcyjne idee. Realizm życia prowadzi nas do faktu zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. To jest centralny punkt naszego życia i wiary. Jako chrześcijanie idziemy jeszcze dalej. Uznajemy śmierć za największą próbę miłości. Chrystus w najwyższym akcie miłości, umierając, oddaje swoje życie. Dlatego kto umiera w Chrystusie, umiera w miłości do siebie i bliźnich. Śmierć w Chrystusie daje nam szczęście. Nie dobrobyt, nie dobre samopoczucie, ale wewnętrzne szczęście. Stąd możemy mówić i modlić się o "szczęśliwą śmierć". - Uczestnicy zakończonego przed kilkoma dniami kongresu Papieskiej Akademii Życia, na którym Ksiądz Kardynał mówił o życiu jako darze miłości, patrzyli na sytuację nieuleczalnie chorego i umierającego z perspektywy jego łóżka - w szpitalu, hospicjum, domu. Jednym z problemów jest fakt, że brakuje pieniędzy, również w krajach bogatych, na opiekę nad nieuleczalnie chorymi. Rozwijająca się medycyna paliatywna jest uważana za "kopciuszka" wśród specjalizacji medycznych - tak to odbierają jej przedstawiciele... - To jest bardzo ważny problem. Rzeczywiście powinniśmy położyć nacisk na rozwój specjalizacji medycyny paliatywnej, oczywiście według możliwości poszczególnych krajów. Jednakże często, mówiąc o medycynie paliatywnej, sprowadza się ją do leków uśmierzających ból. Ale to nie jest tak! Na medycynę paliatywną trzeba spojrzeć w bardzo szerokim zakresie. Zajmuje się ona przecież także sercem i duszą chorego. Ponadto medycyna paliatywna angażuje rodzinę, duszpasterstwo, społeczeństwo. W pewnym sensie wszyscy mogą uczestniczyć w opiece paliatywnej. Jednakże w kontekście tego, co mówiliśmy na temat współczesnej filozofii, chory, zwłaszcza chory w podeszłym wieku i chory terminalnie, jest w "naszym zachodnim" świecie traktowany jako przedmiot. Najlepiej gdyby go nie było, a jeśli już jest, to niech sobie umiera w najdalszym kącie domu. Trzeba o nim zapomnieć.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 1 z 2 Następna strona Ostatnia strona