Cywilizacyjne zmiany i Adopcja Serca

To, co proponuje telewizja i radio, bo radio jest bardzo rozpowszechnione, nie wymaga trudu - mówią w rozmowie z Radiem Watykańskim pallotynki s. Fabiana Leitgeber od 10 lat pracująca w Kamerunie i s. Bożena Olszewska, która wspomaga tzw. Adopcję Serca.

S. F. Leitgeber: Ogromna ilość pieniędzy jest na to przeznaczana. W wioskach powstały specjalne komitety, wydrukowano plakaty. Sprytniejsi to nawet te „darmowe” prezerwatywy sprzedają, a mniej sprytni - rozdają. Przychodnie mają przydzielane również plakaty na temat zabezpieczania się przed AIDS. W samym szpitalu w Yaunde zauważyłam plakat, który co prawda proponuje używanie prezerwatyw, ale na końcu jest napis, że wstrzemięźliwość jest najlepszą cnotą. Czyli głosi się też to, co proponuje Kościół, ale nie zawsze jest to po linii państwa. - Umierają rodzice, dzieci zostają sierotami. Czy w Kamerunie są dzieci pozostawiane same sobie, którymi nikt się nie opiekuje, które praktycznie trafiają na ulicę pozbawione jakiejkolwiek pomocy bliższej czy dalszej rodziny? S. F. Leitgeber: Oczywiście, że tak. Ale nie jest to jeszcze sytuacja, jaką spotkałam w Ruandzie. Wizja rodziny kameruńskiej jest bardzo szeroka. Rodzina to nie tylko ojciec, matka i dzieci, bo to się nazywa foyer – ognisko. Natomiast rodzina, to są ciotki, wujkowie i wszyscy inni z tej samej wioski. Praktycznie, kiedy dziecko zostaje sierotą zabiera je jakiś wujek, ciotka. Ktoś je przyjmie na dwie noce, na pół roku, na rok. A to powoduje jeszcze gorsze skutki, dlatego, że to dziecko nie zna uczuć, jest pozbawione stałej opieki. Rzutuje to też na jego przyszłość, jest ono – brzydko mówiąc – podrzucane, a z drugiej strony jest oddawane komuś, kto jest lepiej sytuowany i przez parę lat się nim zajmie. Niewielka liczba takich dzieci, młodzieży kończy jedną szkołę. Na ogół dwa lata spędzają w jednej szkole, następne dwa w innej... Wydaje mi się, że w ten sposób ich uczucia po prostu nie są ukierunkowane na to, żeby w przyszłości stali się dobrymi rodzicami i dobrze wychowali swoje dzieci. - Coraz bardziej popularna staje się Adopcja Serca. Polskie rodziny i nie tylko one wspierają misjonarzy, którzy przekazują pieniądze na wychowanie i wykształcenie konkretnych dzieci. Jak duża jest ta pomoc, która gwarantuje przyszłość dzieciom? - S. B. Olszewska: To jest jakby serce naszego działania w szkolnictwie. Gdyby tej pomocy nie było, połowa czy nawet więcej kameruńskich dzieci nie uczyłaby się w szkole. Jest tak dlatego, że nasze szkoły są szkołami katolickimi, prywatnymi i to my musimy opłacić nauczycieli. Polega to głównie na tym, że dzieci z rodzin wielodzietnych albo ubogich, których nie stać na opłacenie szkoły, otrzymują pomoc z Europy od rodzin, które się angażują by regularnie wspierać jakieś dziecko w Kamerunie. Gwarantujemy wychowanie od przedszkola, aż do ukończenia szkoły średniej. W Kamerunie szkolnictwo nie jest obowiązkowe. Szkoły publiczne są przepełnione, a nauka nie jest prowadzona regularnie. Nauczyciel, czy przyjdzie do pracy, czy nie – pensję dostanie. Szkoła, zamiast we wrześniu, zaczyna się w listopadzie, a kończy około kwietnia. Są bardzo wydłużone wakacje itd. Natomiast w naszych szkołach, mimo, że klasy są liczne, staramy się, aby szkoła funkcjonowała, żeby dzieci mogły się uczyć i żeby nie było dziecka, które jeszcze nie umie się podpisać, albo przeczytać daty na kalendarzu.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
10°C Piątek
dzień
10°C Piątek
wieczór
8°C Sobota
noc
5°C Sobota
rano
wiecej »