To, co proponuje telewizja i radio, bo radio jest bardzo rozpowszechnione, nie wymaga trudu - mówią w rozmowie z Radiem Watykańskim pallotynki s. Fabiana Leitgeber od 10 lat pracująca w Kamerunie i s. Bożena Olszewska, która wspomaga tzw. Adopcję Serca.
- Kiedy w europejskich mediach mówi się o Afryce, przede wszystkim mówimy o głodzie. W telewizji widzimy biedne, niedożywione dzieci, widzimy też obrazy tysięcy ludzi chorych na AIDS. Czy taka właśnie jest Afryka? Jak wygląda w tej chwili Kamerun? S. F. Leitgeber: Kamerun zmienia się w sposób szokujący. Zatracają się wartości kulturalne przeżywane przez wieki i nagle wchodzi nowa kultura, nowy światopogląd, nowa wizja, która ogromnie zmienia młodzież. Młodzi nie akceptują już tego, co im rodzice czy dziadkowie proponowali. Oczywiście, problemy, o których Pani mówi, są namacalne, obecne na co dzień. Może kwestia głodu nie jest aż tak widoczna, ponieważ żyjemy w lasach tropikalnych gdzie łatwiej o żywność, natomiast zanik wartości moralnych powoduje emocjonalny głód u dzieci pozostawionych pod opieką innych rodzin. - Co powoduje, że młodzież odchodzi od wartości, które wyznawali ich rodzice? S. F. Leitgeber: Główną przyczyną jest rozwój technologiczny, komputeryzacja, ale przede wszystkim telewizja. Tam gdzie jest prąd, tam za wszelką cenę ludzie chcą mieć telewizję. Filmy, które są tam proponowane bardzo odbiegają od moralności nauczanej przez Kościół. Niegdyś to Kościół był nośnikiem kultury, ale on ma wysokie wymagania, co do których młodzież sądzi, że nie dorasta. A to, co proponuje telewizja i radio, bo radio jest bardzo rozpowszechnione, nie wymaga trudu. Ludzie słuchają radia, jak to było u nas w latach 70., 60.; ciągle mają je przy uchu i praktycznie jest to medium, które trafia do każdego. Przez radio ludzie dowiadują się na przykład o tym, że powinni współżyć przed ślubem, robić to czy tamto, są po prostu kierowani i to powoduje zanik wartości w codziennym życiu. - Czy rodzice, dziadkowie w jakiś sposób próbują temu się przeciwstawić? Czy próbują jakoś wydobyć te wartości, z których Afryka, Kamerun słyną? S. F. Leitgeber: Sądzę, że czasami bezradnie rozkładają ręce, mówiąc po prostu: „Nic nie mogę zrobić. Nie mam wpływu na moje dziecko”. My, jako misjonarze inspirujemy młodych, żeby uczyli się, żeby kończyli szkoły, żeby mieli jakieś wykształcenie, tymczasem rodzice uważają, że w ten sposób młodzież odrywa się od korzeni, od tradycji. - Czy patrząc na codzienne życie Kameruńczyków, zgodzi się Siostra z taką opinią, że oni nie są wstanie niczego zaplanować? Czyli na przykład zainwestować w dziecko, dać mu wykształcenie, bo to kiedyś przyniesie konkretny efekt? S. F. Leitgeber: Są rodziny, które rzeczywiście inwestują w dzieci, bo wiedzą, że dziecko jest ich przyszłością, ale nie mogę powiedzieć, aby to była większość. To są rodziny, które już doświadczyły, że dzięki nauce dziecko się rozwijało, że stanie się kimś, że w przyszłości – to jest ich wielkim marzeniem – wyjedzie do Europy. I aby to osiągnąć zwracają się do misjonarzy. Prawdą jest, że większość osób, które dzisiaj kierują krajem, które doszły do czegoś, to właściwie ci, którzy byli moralnie i materialnie formowani przez misjonarzy i dzisiaj są to ludzie na stanowiskach.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.