Misjonarze znaleźli się w centrum konfliktu zbrojnego w Demokratycznej Republice Konga. Są napadani i rabowani; ciężko ranna została także hiszpańska zakonnica.
Z dnia na dzień dochodzi do stałej eskalacji przemocy w rejonie Nord Kivu. Rwandyjscy rebelianci pod dowództwem Laurenta Nkundy przejęli kontrolę nad miastem Rutshuru i okolicą, teraz zapowiadają marsz w kierunku Kinszasy. Droga prowadząca do będącej stolicą regionu Gomy jest zablokowana, tym samym nie ma możliwości ucieczki do sąsiedniej Rwandy, ani też możliwości dostarczenia jakiejkolwiek pomocy humanitarnej na tereny objęte działaniami zbrojnymi. Uchodźcy, których liczba dramatycznie rośnie, potrzebują pilnie leków i wyżywienia. Praktycznie wszystkie placówki misyjne w okolicy przekształcone zostały w obozy dla uchodźców, przeważają wśród nich kobiety i dzieci. W szpitalach brakuje podstawowych leków i środków opatrunkowych. Sytuację pogarsza fakt, że w wyniku eskalacji konfliktu Kongijczycy muszą opuszczać prowizoryczne obozy dla uchodźców, ponieważ toczy się w nich regularna walka między postępującymi rebeliantami, a broniącymi się oddziałami rządowymi. To sprawia, że drogami idą niekończące się rzesze ludzi szukających jakiegokolwiek schronienia.
Należał do szkoły koranicznej uważanej za wylęgarnię islamistów.
Pod śniegiem nadal znajduje się 41 osób. Spośród uwolnionych 4 osoby są w stanie krytycznym.
W akcji przed parlamentem wzięło udział, według policji, ok. 300 tys. osób.
Jego stan lekarze określają już nie jako krytyczny, a złożony.
Przedstawił się jako twardy negocjator, a jednocześnie zaskarbił sympatię Trumpa.
Ponad 500 dzieci jest wśród 2700 przypadków cholery, zgłoszonych pomiędzy 1 stycznia a 24 lutego.