Zaprzątając sobie głowę bieżącymi wydarzeniami na scenie politycznej czy kościelnej łatwo przeoczyć to, co z perspektywy czasu może okazać się sprawą znacznie bardziej istotną.
W ostatnich dniach media pełne były informacji dotyczących reakcji różnych gremiów po wykładzie Benedykta XVI w Ratyzbonie. I słusznie. Jednocześnie jednak prawie przemilczano sprawę bardzo ważną: oto w Belgradzie, po kilku latach przerwy, prawosławni i katolicy spotykają się, by omówić kluczowe kwestie dzielące te dwa wielkie wyznania – sprawę rozumienia Kościoła, a szczególnie władzy w Kościele Dlaczego podchodzimy do sprawy bez entuzjazmu? Chyba już przyzwyczailiśmy się, że po takich spotkaniach nic konkretnego się nie dzieje. Teologowie podpisują jakieś dokumenty, a Kościoły jak były, tak są podzielone. Nieraz bieżące spory zdają się nawet wzajemną niechęć pogłębiać. Perspektywa jedności wydaje się bardzo odległa. Zapewne podobnie będzie i tym razem. Będą słowa o zbliżeniu, o porozumieniu, a potem sprawy potoczą się swoim starym, utartym torem. Jeśli nie wydarzy się cud. Tak się jednak składa, że od czasu do czasu cuda się zdarzają. Także takie wielkie. Przykładem może być rok 1989, w którym bez rozlewu krwi przestał istnieć zbrodniczy system komunizmu. Przestał istnieć, bo w świadomości wielu stał się anachroniczny i niewydolny. Dziś podział między naszymi Kościołami też wydaje się anachroniczny. I w świetle przemian w dzisiejszym świecie, prowadzący do swoistej niewydolności Kościołów. Dla świata podzieleni chrześcijanie nie są bowiem czytelnym znakiem Jezusa Chrystusa, Drogi, Prawdy i Życia. Świadomość tej przykrej prawdy wydaje się coraz większa. I chyba rośnie proporcjonalnie do wzrastania w siłę innych religii i ateizmu. „«Jesteśmy dzisiaj świadkami tego, jak narody europejskie łączą się i tworzą jedną rodzinę. Nadszedł więc czas, aby odzyskać dawną jedność» - powiedział, otwierając obrady, współprzewodniczący komisji prawosławny metropolita Jan (Ziziulas). Według niego, Wschód i Zachód chrześcijaństwa spotkały się obecnie na płaszczyźnie nie tylko teologicznej, ale także politycznej”. W podobnym duchu wypowiadał się katolicki współprzewodniczący Rady, kard. Walter Kasper. Rzeczywiście, układ sił w świecie skłania do porozumienia. Reprezentujemy przecież te same wartości. A teologia różni nas w stopniu minimalnym, co raczej jest wyrazem odmiennych tradycji, a nie rzeczywistych różnic. Czy w naszych czasach przekroczymy próg, którego nie udało się pokonać ponad pół tysiąclecia temu, na soborze we Florencji? Czy znów wzajemna niechęć, bieżące spory (choćby o uniatyzm) nie przesłonią tego, co znacznie istotniejsze? Nie wiadomo jak będzie. Tamta nieudana próba sprzed lat powinna nas jednak czegoś nauczyć. Zasadniczo skazani jesteśmy na oczekiwanie. Jako chrześcijanie możemy jednak sięgnąć po naszą najsilniejszą broń - modlitwę. Ona bardzo cudom pomaga. No i możemy robić wokół sprawy jedności dobrą atmosferę. Trzeba nam cierpliwie, na każdym kroku powtarzać wołanie z Bukaresztu sprzed lat: „chcemy jedności”. Nie wolno nam w tym wołaniu ustawać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.