Gazeta w Wyborcza poinformowała, że 90 procent muzułmanów twardo sprzeciwia się terroryzmowi, marzy o demokracji i podziwia dokonania Zachodu. Tego samego dnia czytam o prześladowaniach chrześcijan przez muzułmanów w Pakistanie, Czadzie i Algierii. Schizofrenia?
Myślę że prawda jest – jak to zwykle bywa w ocenie bardziej złożonych zjawisk – bardziej skomplikowana. Informacje o prześladowaniach chrześcijan przez muzułmanów przeplatają się przecież z takimi, jak o budowie kościoła w muzułmańskim Katarze czy liście intelektualistów islamskich do wyznawców judaizmu. Jednak nasz widzenie islamu kształtuje owe 10%… No właśnie? Jak ich nazwać? Bardziej gorliwymi? Niekoniecznie. Może być wręcz przeciwnie. Głęboko religijny muzułmanin nie musi popierać ekstremizmu. Jego wyznawcą może być natomiast ktoś, kto gorliwą religijnością próbuje zasłonić to, iż faktycznie nic sobie z zasad swojej religii nie robi. Jak miłość do klubu piłkarskiego bywa przykrywką dla zwykłego chuligaństwa, tak „wojowniczość” (tak to nazwijmy) nie świadczy o głębokiej religijności. Dotyczy to nie tylko muzułmanów, ale także chrześcijan. Ten, dla kogo Dobra Nowina o Jezusie Chrystusie jest naprawdę największym skarbem, gotów jest wiele dla niej poświęcić. Wygodne życie (gdy jedzie na misje), swoją dumę (gdy z pokorą klęka u kratek konfesjonału) czy swój czas (gdy cierpliwie wyjaśnia zasady moralne chrześcijan tym, którzy z nich kpią). „Wojownik” tak naprawdę nie poświęca niczego. Przeciwnie, znajduje w rzekomej trosce o sprawy wiary usprawiedliwienie dla swojej niepohamowanej agresji, łatwości ferowania potępiających wyroków i przenikającej wszelkie działania pychy. Kłopot z „wojownikami” polega na tym, że stawiając samych siebie w awangardzie religijności wszystkim innym każą się tłumaczyć. Nie tylko obojętnym religijnie, ale także tym, którzy starają się autentycznie żyć Ewangelią. „Wojownicy” chętnie stawiają zarzut zbyt małej gorliwości tym, którzy nie popierają ich agresywnego zachowania, zarzut niedostrzegania zagrożeń tym, którzy do spraw starają się podejść sprawiedliwie i roztropnie. Tym, którzy słuchają co inni mają do powiedzenia, i nie zatrzymują się na jednym nieszczęśliwym sformułowaniu, stawiają zarzut braku ortodoksyjności, a pochylającym się nad nędzą ludzkiego grzechu, że wspierają zło. Trzeba sporego hartu ducha, by wobec zarzutów o herezję czy wspieranie niemoralności trwać wiernie przy tym, co mówi sumienie. Jak się bronić? Chyba trzeba spokojnie tworzyć przeciwwagę dla „wojowników” i pokazywać, że nie mają monopolu na reprezentowanie chrześcijan. Inaczej „niewojownicy” poczują się osamotnieni w swoich postawach, a Kościół postrzegany będzie jako grupa ograniczonych radykałów.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.