Nie ma co udawać. Książkę Tadeusza Bartosia przeczytałem ponad dwa tygodnie temu. Już nawet uniosłem dłonie nad klawiaturą komputera, żeby coś o niej napisać, gdy nagle odkryłem, ze sytuacja jest niesłychanie trudna. Okazało się, że właściwie nie za bardzo mam o czym pisać.
Szostkiewicz zaskoczył mnie jednak przedziwnym zabiegiem. Napisał tak: „Jak zdezawuować pracę Bartosia? Choćby insynuacjami. Że to wyniki osobistych porachunków autora z instytucją Kościoła (rodzaj zemsty); że to dorabianie ideologii do ucieczki z Kościoła (oczywiście z kobietą w tle). Nie dał rady być zakonnikiem i księdzem, a teraz szuka dziury w całym i zniechęca do Kościoła innych. Metoda pomówień (próżny, mściwy hedonista) i dyfamacji (rzeczony Judasz) ma odebrać autorowi wiarygodność i zepchnąć jego dzieło na niepoważny margines. Bez jakiejkolwiek dyskusji, zwłaszcza w mediach katolickich (podkr. Ks. A. S.)”. Ciekawe, w których mediach katolickich Szostkiewicz coś takiego wyczytał, skoro z wyjątkiem Tygodnika (który swój tekst opublikował równocześnie z Polityką, więc Szostkiewicz raczej go nie znał), o publikacji Bartosia solidarnie milczą we wszystkich językach? To nie grzech Nad książką Bartosia postanowił się pochylić w Rzeczpospolitej Tomasz P. Terlikowski. Wykrył „cienkość” działka, wtórność i nieoryginalność zawartych w nim zarzutów oraz to, że „Bartoś zarzuca Janowi Pawłowi II, że nie był Bartosiem”. I chociaż jego komentarze do książki brzmią jak drwina, według zapewnień Terlikowskiego, nią nie są: „Słowem, i nie jest to żart, według byłego dominikanina Jan Paweł II zgrzeszył przede wszystkim tym, że pozostał wierny takiej roli papieża, jaką od wielu wieków uznaje Kościół katolicki”. Mało tego. Co prawda publicysta Rzeczpospolitej stwierdza, że „zamiast próby rzeczywistego odczytania (ale poprzedzonego przetłumaczeniem na kategorie innych filozofii) mamy do czynienia z publicystycznym atakiem, w którym „nowoczesne autorytety” Bartosia są tylko narzędziami do pokazania, jaki to papież był nieprzystosowany do nowoczesnego świata i jak bardzo przeszkadzał w pełnej działalności misyjnej i pozyskiwaniu nowych wiernych”, to jednak stara się w omawianej książce również szukać programu pozytywnego. I nawet go znajduje, chociaż przyznaje, że niezbyt bogaty. Nie znalazłem dotychczas żadnego przykazania, które mówiłoby, że wyrażanie krytycznych opinii na temat papieża jest grzechem ciężkim. Mało tego. Krytykowanie papieża – nawet tak wybitnego jak Jan Paweł II - jest potrzebne. Przede wszystkim jednak potrzebne jest w ogóle pochylenie się nad jego dorobkiem. Co prawda z polskich wydziałów teologicznych dochodzą informacje, że powstają na temat jedynego papieża-Polaka doktoraty, co ma oznaczać, że twierdzenia o całkowitym zaniechaniu w Polsce recepcji jego nauczania są nieprawdziwe, ale nie widać tej recepcji na poziomie przeznaczonym dla człowieka bez naukowych aspiracji. Polscy katolicy rzadko rozmawiają choćby o tym, co usłyszeli od Jana Pawła II w czasie jego pielgrzymek do Ojczyzny. Nie zauważyłem, aby ktokolwiek z publicystów (zwłaszcza tzw. katolickich) zechciał na przykład spojrzeć na ile to, co zmarły Papież mówił na rodzinnej ziemi okazuje się celne dzisiaj. Nie ma co udawać. Rozmowa o Janie Pawle II jest nam potrzebna. Ale jakoś nie wydaje mi się, aby dobrym sposobem jej zainicjowania była książka byłego dominikanina. I choć przeczytanie jej nie jest wstydem, jak chce Szostkiewicz, to dla niejednego może się okazać przykrym rozczarowaniem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.