Żeby nie zwariować, gdy wszystko się rozpada, trzeba przykleić się do czegoś tak solidnego jak katedra - mówił w Kolonii uczestnik Światowych Dni Młodzieży.
Do Kościoła lgną nie dlatego, że chcą słuchać, jak żyć, żeby trafić do nieba, ale po to, aby zwyczajnie poczuć się bezpieczniej tu, na ziemi. Żeby w tym wielkim katolickim święcie zatracić się jak w plemiennych gusłach odprawianych przez wielkiego czarownika. Ich euforyczne tańce wykonywane w każdym punkcie miasta przypominały magiczny rytuał. Rytmiczne pokrzykiwania "Benedetto" w intonacji niewiele się różniące od "Legia Warszawa" były manifestem spinającym tą samą niewidzialną liną Włochów, Polaków, Japończyków. - Gdy wszystko wokół się rozpada, żeby nie zwariować, trzeba trzymać się razem i razem przykleić się do czegoś, co wygląda tak solidnie jak ta katedra. Nawet tak raz w roku czy na parę lat. Wystarczy. Żeby naładować akumulatory - tłumaczył mi kolejnego dnia w innym korku student z Madrytu. Dlatego pewnie co rano pod tą katedrą ustawiały się grzeczne kolejki młodych czekających nieraz godzinę, żeby przez kilka sekund skłonić się przed relikwiami Trzech Króli. W poniedziałek, dniu wyjazdu, podejrzałam, jak kilkanaście osób odłupuje sobie kawałeczek katedralnego muru i dyskretnie chowa do błękitno-granatowych plecaczków. - Żeby coś zostało - słyszę wyjaśnienie 18-letniej Austriaczki.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.