Postanowiliśmy w portalu Wiara.pl rozpocząć program obrony prawdziwego świętego Mikołaja.
Szanowny Portalu „Wiara”! Co do rzeczy: Jestem całkowicie po Waszej stronie. Wydaje mi się jednak, że Wasz język należałoby trochę stonować. Jak na mój gust, jest za bardzo wojowniczy. Nie jest to język Ewangelii, obawiam się (chyba że w duchu — swoiście pojętym — tego cytatu z Mt 10:34: „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz.”) Piszecie np. „Pazerni specjaliści od marketingu i reklamy nie wahają się sięgać po wszelkie symbole, które wzbudzają pozytywne emocje. Nie ma dla nich znaczenia, czy są to symbole świeckie czy religijne. Biorą, nie zważając na to, czy urażają czyjeś uczucia, czy nie.“ Trochę to naiwne, i niesprawiedliwe. Czy ci specjaliści od marketingu i reklamy są rzeczywiście aż tacy „pazerni”? Czy bardziej, niż inni? Niż Wy, albo ja? (Mt 7:1-2: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą.”) Czy nie takie są zasady gospodarki wolnorynkowej, że w ramach wyznaczonych obowiązującym prawem możemy a nawet powinniśmy starać osiągać jak największy zysk? Takie pytania powinniście sobie zadać. Przecież ci trochę demonizowani przez Was „specjaliści” też mają jakieś rodziny, jakieś swoje sprawy, do których nie mniej, niż Wam czy mnie potrzebne jest miejsce pracy, a nie utrzymają go, jeśli nie dołożą wszystkich starań, by ich klienci i zleceniodawcy byli zadowoleni. Poza tym, jest wielką naiwnością tylko reklamie przypisywać wszystkie winy, nie biorąc pod uwagę publiczności, do jakiej jest adresowana. Gdyby ludziom nie podobały się „mikołaje”, specjaliści od reklamy natychmiast natychmiast zdjęliby je ze swoich makiet. Nie „pazernych” specjalistów od reklamy należałoby tu posadzić na ławie oskarżonych, ale całą współczesną kulturę, przenikniętą do cna duchem handlu i pogoni za zyskiem. Tylko że my wszyscy jesteśmy jej uczestnikami, nawet nie poprzez świadomą, przemyślaną i wolną decyzję, tylko przez tysięczne wybory, których dokonujemy co dnia pół- i nieświadomie, jako konsumenci i producenci. Inne Wasze (ulubione?) słowa: „bezczelne”, „bezwględne”, itp. Trochę to niestosowne, wydaje mi się. Kto sieje wiatr, zbiera burzę (por. Oz 8:7). Później będą pisać, że katolicy są agresywni, że narzucają swoją kulturę, itp. W Bonn, gdzie mieszkam (po większej przynajmniej części), sklep „Przy kolegiacie” (św. Marcina — najważniejsza katolicka świątynia miasta) też prowadzi walkę z komercją, ale trochę inaczej: sprzedaje św. Mikołaje z wszystkimi insygniami biskupa, a zarazem na tyle bliskie popularnemu wizerunkowi św. Mikołaja jako tego, kto przynosi podarki z pierwszą gwiazdką. Można to tłumaczyć różnicą w położeniu Kościoła katolickiego w Polsce (gdzie jest on ciągle instytucją obdarzaną ogromnych zaufaniem, i bardzo popularną) i w Niemczech (gdzie jest on, rzec można, „tonącym okrętem”, opuszczanym z roku na rok przez coraz więcej wyznawców, zepchniętym na pozycje defensywne), ale akurat w tej sprawie to wydaje mi się, że niezależnie do pozycji Kościoła nasz „Münsterladen” prowadzi mądrą politykę. Bo w ogóle musicie sobie uświadomić, że takiego higienicznego rozdziału religii i kultury popularnej, jakiego zdajecie sobie życzyć, nie było nigdy w całej historii chrześcijaństwa i innych religii. Chcąc być konsekwentnym, należałoby zabronić handlowania dewocjonaliami — jak wyglądałaby wówczas Częstochowa? Zresztą, coś w tym jest — kiedyś handlowano nawet odpustami, i zrobiła się z tego Reformacja. Ale bez przesady. Chrześcijanie Niemiec (oficjalnie do jakiegoś Kościoła chrześcijańskiego należy w RFN ponad 2/3 ludności, ale regularnie praktykujących jest nie więcej, niż 10 procent) postulowali kiedyś, by Boże Narodzenie i Wielkanoc w ogóle znieść jako święta ustawowe, dni wolne od pracy — by oddzielić te religijne święta od kultury popularnej i komercji. Nie jestem pewien, czy byłoby to dobre. Mam jeszcze jedną uwagę: może należałoby w jakiś możliwie atrakcyjny, przystępny dla współczesnego czytelnika sposób zaprezentować sylwetkę św. Mikołaja z Myry (nie: Miry, jak piszecie), a współcześnie Demre, nieznanych autorów średniowiecznych i nawet uwielbianą przeze mnie Zofię Kossak-Szczucką odsuwając na dalsze plan, do „linków”. To, co się u Was znajduje najprędzej, to sucha, biurokratyczna prosopografia, pisana równoważnikami zdań. To nie robi zachęcającego wrażenia. Nawiasem mówiąc: w kościele San Nicola w Bari (Apulia, Puglia) — głównym kościele miasta — leżą też szczątki królowej Bony. Pozdrawiam uprzejmie Prof. dr hab. Wojciech Żełaniec Instytut Filozofii Uniwersytetu Zielonogórskiego zelaniec@aol.com (Matthias Grünewaldstr. 12, 53175 Bonn, Niemcy)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.